Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
poszarpane,skalneszczytywswejostrejrzeźbie
naprawdęprzypominałydzikielwy.Fuchsprzetarł
chusteczkąokularyiprzytknąłlornetkędooczu.
Wzachwyciewodziłwzrokiempopanoramiegór:
„Zabawne–pomyślał.–NiewidziałemNowegoJorku,
niebyłemwChicago,leczwidzęStonesLions.Ito
miwystarcza…”Rozpaliłspirytusowyprymusizagrzał
wodęnaherbatę.Paręminutpodziesiątejujrzałkrępą
postaćdrapiącąsięniezdarniepostromych
kamieniach.Silverbyłcałyzgrzany,ajegopiegowaty
nosperliłsiękroplamipotu.Niemiałgórskiejzaprawy
jakFuchs,którymieszkającwLosAlamos,przywykł
dotakichwspinaczek.Ciężkozmachanyusiadł
nakamieniu.Nawetniemiałchęcipodziwiaćprzyrody,
któratakzachwycałaFuchsa.Chustkąocierałspocony
kark.Klauspoczęstowałgoherbatą.Wypił
jąłapczywie.
Przezchwilęmilczeli.Harryodpoczywał,aFuchs
syciłwzrokgórskimwidokiem.Wreszciesięgnął
doplecakaiwyjąłmałąpaczuszkę.Wolnopodał
jąSilverowi:
–Sądzę,żetodawampewienwglądwsprawę…
Wnajbliższymczasiepostaramsięowięcej–rzekł
cichoswymgardłowym,niemieckimakcentem.Silver
wiedział,żeFuchsrobitowszystkozgłębokich
ideowychpobudek,niemniejnawszelkiwypadek
napomknął:
–Onimająfundusze.Mogązawsze…
–Niejestemagentem–przerwałmuurażony
Fuchs.–Robiętowszystkodlatego,albowiem–kopnął