Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Totutaj,proszępanagłosFranciszkaSłomkibrzmiałjakoś
inaczejniżprzedparomaminutami.
Aprzeciepołup,któryterazmiałzamiarprzekazaćrzetelnie
zleceniodawcykradzieży,szedłjakposwoje.Wystarczyłokilkagodzin
obserwacjiiwiedziałwszystko.NiejakiKazimierzPrószyński,lat
dwadzieścia,mieszkałwŚródmieściuiuczyłsięnainżyniera
nazachodzieEuropy.Stróż,któregoSłomkawziąłnaspytki,nie
potrafiłjednakpowiedzieć,gdziekonkretnie.
Zatobyłpewien,żeówpanPrószyńskiledwoprzedwczorajwrócił
dodomu.Obładowanywalizami,żedwarazytrzebabyłoobracać.
Itowłaśniejednaztychwalizinteresowałaczłowieka,który
opowiedziałFrankowiswojąhistorięniedalekoMostuKierbedzia.
Wielewniejbyłoorażącejniesprawiedliwościlosuiopieszałości
sądów,cooczywiścieSłomkamiałgłębokogdzieś.Słuchaćzaczął
dopierowtedy,gdytamtenpodałcenę.Iopisjednejzwalizek,
awłaściwiekuferka.
Ech,FranciszekSłomkaniepamiętałrówniełatwejroboty.Odbyła
sięzeszłejnocyizajęłamudosłowniekilkachwil.Terazprzyszedł
czasnarozliczeniekasy.
Proszęsprawdzić,czywszystkowporządku.Wskazałruchem
głowynałup,leżącyspokojnienakopcesiana.Byłotwarty,ale
janiczegonieruszał.
Napewno?
JakBoganajmilszego!
Osobnikwokularachzbliżyłsiędokuferkaiuniósłwieko.
Nachwilęteżuniósłokulary,przesunąwszykapeluszkutyłowigłowy.
Złodziejprzełknąłślinę.Niemusiałzaglądaćdośrodka,bozrobił
tojużdawno.Byłtylkociekawreakcji,jakąznajdującasięwśrodku
dziwna,poskręcanaśrubamimaszyneriazdrewnaiszkławywoła
natymczłowieku.Bojego,Słomkę,tylkorozśmieszyła.Żadnego