Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
choćjednąnocwszerokimłóżkuwgościnnympokoju?Alenie
naZielonymWzgórzu!Och,nigdy!Tobyłobyokropne,umarłabym
chybazwrażenia.Nigdyprzeztenpokójnieprzechodziłam
swobodnie;jeśliMarylaposłałamnietampocoś,zawszeskradałamsię
napalcach,zzatamowanymoddechem,jakbymsięznajdowała
wkościele,aodczuwałamdziwnąulgę,gdywychodziłamstamtąd.
Wisiałytamnaścianie,poobustronachlustra,portretyGeorge’a
WhitefieldaiksięciaWellingtona.Ilekroćsiętamznalazłam,patrzyły
namniezsurowością,zwłaszczakiedyzerknęłamwlustro,jedyne
wnaszymdomu,któreniezniekształcałomojejtwarzy.Często
dziwiłamsię,jakMarylaośmielasięsprzątaćwtympokoju.Ateraz
jestonnietylkowysprzątany,alezupełniepusty.Obydwaportrety
powędrowałynastrych.Taksiękończysławanatymświecie!–dodała
Aniaześmiechem,wktórymdrżałajednakcichutkanutażalu.
–Przykrojestprofanowaćdawneświętości,chociażsięjużnawet
wyrosłozdziecięcychwierzeń.
–Będęogromniesamotnapotwoimwyjeździe–westchnęłaDiana
jużchybaporazsetny.–Ipomyślećtylko,żewyjeżdżaszwprzyszłym
tygodniu.
–Aleprzecieżjesteśmyjeszczerazem!–zawołałaAniawesoło.
–Musimytenostatnitydzieńtakspędzić,abypozostałnamnazawsze
wpamięci.Mniesamejmyślowyjeździesprawiaogromnąprzykrość,
boprzecieżzostawiamdomityluserdecznychprzyjaciół.Mówisz
oswejsamotności.Tojapowinnamsięjejlękać.Tyzostajesztuwśród
starychprzyjaciół,aprzytymAlfredjestztobą,gdyjatymczasem
będęmiędzyobcymi,bonieznamtamanijednejżywejduszy!
–AlezatobędzieGilbertiKarolSloane–rzekłaDiana,wpadając
wtonAni.
–KarolSloanebędziedlamniedoprawdywielkąpociechą
–przyznałaAniaironicznieinagleobydwiewybuchnęłygłośnym
śmiechem.Dianawiedziaładoskonale,coAniamyślioKaroluSloane,