Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Wokółmnierobisięcorazgłośniej.Kakofoniadźwiękówpowoduje,
żechcęzatkaćuszy,odciąćsię,alewtedyczujęszarpnięciezaramię
ichwilępóźniejdelikatnydotykczyichśrąknatwarzyiszyi.
Bojęsiępatrzeć,bozamkniętepowiekistanowiąjedynąbarierę
międzymnąastrasznąrzeczywistością,zktórąniejestemwstaniesię
skonfrontować.Próbujęsięwyrwać,szarpięsięipłaczężałośnie.
Słyszę,żektośstarasięmnieuspokoić,mówiącwyważonym,
stonowanymgłosem,aleszokpowoduje,żenierozróżniamsłów.
Jestembezdennąpustkąimrokiem,bowszystko,cobyłowemnie
dobre,zostawiamprzyzimnymcieleVale’a,żebynieczułsię
samotny.Bioręgłębokioddechipozwalam,byrozłożonakartkaspadła
mipodnogi.Otwieramoczyizerkamnaniąostatniraz,obserwując,
jakliterymoknąirozpływająsięwzimnymdeszczu.
osoby,któresiępamięta,iosoby,októrychsięśni.Kimbyłemja,
kimbędzieszty?
Aurora?Aurora!Jezu!Cosięstało?!Corazgłośniejszygłos
wwiercamisięwuszy,więcniechętniepodnoszęciężkiepowieki
izamieram.
TużnademnąnachylasięVale,bladyispanikowany,alepozatym
zdecydowaniecałyizdrowy.Żywy.Oddychamgłośno,wypuszczając
ześwistemzatrzymanewpłucachpowietrze.Nadalmamprzedsobą
jegopiękne,martweipozbawionezielenioczy.Rozglądamsię
przerażona,bobardzopowolidochodzidomnie,żeporazkolejnysen
zamieniłsięmiejscamizrzeczywistością.Ulicaiszpitalzniknęły,
ajasiedzęwłóżkuwswoimpokojuhotelowym.