Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
niebezpiecznielśniącejpowierzchowności,poktórejzdawałosiępłynąćcałemojedzieciństwo.Przypomniałemsobiestarych
mężczyzn,którzywczasieprzyjęćurodzinowychstaliprzeddomemmoichdziadkówipalilicygaraalbowujków,którzyprzy
stolezastawionymkawąchwalilikoleżeństwo,poklepywalimniepopoliczkach,aprzypożegnaniupróbowalicałowaćwusta.
ChociażkrępowałamnierozmowaprowadzonawWarszawieponiemiecku,odczuwałemjednocześniezadowolenie.Janusz,
opowiadając,dotykałczęstomoichrąk.Ponadstołemwciągałmniewswojeżycie.Czułemtenzapachstarychludzi,
widziałemsrebrnekępkiwłosówwystająceznosa,jegowąskiepalceiskórępokrytąstarczymiplamami.
BrittapodsunęłamikronikęPowstaniaWarszawskiego.Tygodniamiwszędzietaszczyłemzesobątęksiążkę.Miałaczarną
okładkę,apodtytułemznajdowałsiękolażfotografiiukazującychruiny.Wczasieprzerwywrozmowiepodałem
jąJanuszowi,aonpomyślał,żeegzemplarznależydomnieiżemawnimzłożyćpodpis.„AlexowiAmbergowiJanusz
Cichowski–napamiątkąnaszegospotkaniawWarszawie”–wpisałiksiążkazlicznymizakreśleniamizrobionymiprzez
Brittęprzeszłanamojąwłasność.
Gdyjejotymwieczoremopowiedziałem,wyszłazsiebie.Chociażbyliśmyzesobązwiązaniodwieków,arozpoczynając
pracęwniemieckiejszkolewWarszawiezrobiliśmynastępnykrok–zamieszkaliśmywspólnie,obstawałaprzyoddzielnej
własnościiosobnejkasie.Krzycząc:
–Tojestprezentodmojegowujka!–stukałapalcemwdedykacjęodJanusza.
–Przepraszam!Nicniemogłemzrobić.Poprostusięwpisał.
–Poprostusięwpisał?Niepotrafisztegozrozumieć,żesąrzeczy,któryminiedasiędzielić!
Oddałamiksiążkęizniknęławswoimgabinecie.
Przypożegnaniuprzed„Corso”dostałemodJanuszaplikpapierów.
–TomateriałyoesesmanieKurcieGersteinie,przedewszystkimjegorelacjaopierwszychmasowychmordach.Znaszgo?
Zaprzeczyłemiotrzymałempolecenie,byzapoznaćsięzdokumentamiipotemzadzwonić.
Zrobiłemtodopieropoparutygodniach.NajpierwjakbohaterFranzaKafkirzuciłemsięwwirpracynauczycielskiej.Nigdy
nieuważałemsięzautalentowanegopedagoga.Nadrugimrokustudiówwypełniłemankietępsychologicznąiodtegoczasu
byłemprzekonany,żeprzygotowujęsiędoniewłaściwegozawodu.Mojąsłabąstronąbyłykwestietakiejakprzyjemność
zpracyzdziećmiiodpornośćnastres.Zastanawiałemsię,czynieodpuścić.Głównącechąmojejgrupyryzykabyła
rezygnacja.Ponadtoproblembrakuumiejętnościodpoczywania.Mimotokontynuowałemstudia.Potemstaż.Wkońcu
uzyskałemdyplomnauczyciela.
WczasiepracywBerliniewykładałemsięprzedewszystkimnabrakuumiejętnościdziałaniawsposóbautorytarny.Tutaj,
wmodelowejniemieckiejplacówcewWarszawie,jeślichodziodyscyplinęimotywacjęuczniów,byłraj.Jużsamawielkość
klas–maksymalniepiętnastkauczniów–tobyłluksus.Alewcaleniepoczułemsięlepiej.Zamiasttegoopanowałamniezłość
natrzymanepodkloszemdziecidobrobytuorazicharogancję.
Podczaslekcjiniemieckiegowklasie13A,właściwiemojejulubionej,MarcinKisznik,synpolskiegolekarza,wygłaszał
referatopowieściPod
da
nyHenrykaManna.Przesiadłemsięnakoniecsali.Marcinmiałwklasieksywkę„Profesor”.Gdy
temuniezdarnemuchłopakowidawałemmożliwośćbłyśnięciawykładem,zmieniałsięniedopoznania.Napoczątkuprzyznał,
żezbrakuczasuksiążkinieprzeczytałdokońca.Swojąfantastycznąniemczyznąmówiłopowieścijakoo„karykaturze
czasówwilhelmińskich”,nakreśliłkolorytepoki,wyjaśniłkrytykęniemieckiegonacjonalizmu,apotem,kumojemu
osłupieniu,zacząłdrwićzksiążkiizautora.
–HenrykMannzapomniałopisaćstudiachemiczneswojejgłównejpostaci,aponadtoksiążkaztakimgłupimbohaterem
dziśjużraczejniemożenikogowciągnąć.
Powinienembyłcieszyćsięztegoprzerywnika,aleniebyłemażtakopanowany.Rozzłoszczonypoderwałemsię,
chwyciłemksiążkęMarcinaiprzeczytałemsamjejpoczątek:
„DiederichHesslingbyłdzieckiempotulnym,skłonnymdomarzeń,wszystkiegosięlękałiczęstochorowałnauszy.
Wzimieniechętniewychodziłzciepłegopokoju,latemnieopuszczałmałegoogródka,wktórymcuchnęłogałganami
zpapierni,adokołaktórego,nadkrzakamiforsycjiibzu,sterczałydrewnianeścianystarychdomów.Niekiedy,gdyDiederich
oderwałwzrokodulubionejksiążkizbajkami,przenikałogouczuciewielkiegostrachu.Najwyraźniejwidziałoboksiebie
naławceropuchę,niemaltakwielkąjakon!Albonaprzeciw,podmurem,tkwiłażposampaswziemikarzełekizerkałwjego
stronę!
Straszniejszyniżropuchaikarzełekbyłojciec,któregonadomiarzłegotrzebabyłokochać…”
–Tojesttwoimzdaniemnudne?
–Właściwietotak.
–Taksiążkapowstaław1914roku.Nieczujeszwitalnościzachowanejwjejjęzyku?
–Nieinteresujemnieto.
–Alemytutajjesteśmynalekcjijęzykaniemieckiego.Maszprzedsobąstuletniedzieło,wypowiadaszsięojegowartości
literackiejzignorancjąimałostkowością,aniedoczytałeśnawetdokońca.Czytoniejestbrakszacunku?
–Dlapana?
–Chodziraczejoautora!
–Jużdawnonieżyjeiwedlemojejwiedzyjakotwórcasłusznieznajdujesięwcieniuswojegobrata.
Itaktowyglądałoażdodzwonka.
Marcinuśmiechałsięszyderczo,aczternaściorouczniówrozkoszowałosięmojąbezsilnością.
Wponurymnastrojuzmieniłemsalę.Wczasiewakacjinaklatceschodowejpojawiłsiędziwacznywzórmaskujący,którego
zieloneibrązoweplamysprawiały,żewnętrzeszkołyprzypominałokoszary.Myślałemowłasnychnauczycielach,alebylioni
cieniamiwemgleiniestanowiliwzoru.Mimotozacząłemgrzebaćwepizodach.CoznaczyłpanG.,matematyk,którego
nadziedzińcuszkołytrafiłemwgłowępigułą,aonsięnieodwrócił?ApaniW.odrosyjskiego,któranazłezachowanie
reagowaławybuchamipłaczu?
Zadrzwiami,którepchnąłem,czekałamnielekcjahistorii,klasa12.Temat:wojnawWietnamie.Zapytałemchłopaka,