Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Mówiłaniewiele,alewjejspojrzeniubyłocośtakiego,żemomental-
niezaczynałemsięwstydzićtego,kimjestem.Chodząc,podpierała
sięsękatąlaską,anawetwupalnednizakładałapulower.Długimi
godzinamiprzesiadywaławwarzywnikualbowsadzie.Nielubiła,
kiedydzieciakizostawiałyuchylonąfurtkęiniejednokrotnieuczu-
lałanas,bytegonierobić.Mnienasamąmyślosprzeniewierzeniu
sięwolikobietyprzechodziłyciarki.Wdeszczowedninagumo-
wychsiodełkachrowerówprzewiązywałafoliowejednorazówki,za
cobyliśmywdzięczni.
Dzisiajteżzatrzymałemsięprzyznajomympłocie.Wiedziałem,
żekobietazmarłakilkalattemu,więczdziwiłemsię,żeprzezszybę
błyskaniebieskieświatłotelewizora.Drewnianeokiennicezastą-
pionezostałyplastikowymi,trawanapodjeździebyłaskoszona,aza
domemzalegałahałdawęgla.Tylkozdziczałyogródwciążrozrastał
się,nieskrępowanyograniczeniamiludzkiejfantazji.Chybaprzy-
glądałemsięzbytdługoizbytnachalnie,bozdomuwyszedłdoj-
rzałymężczyznaispytał,czymożewczymśpomóc.Byłśredniego
wzrostu,asiwyzarostprzydawałmudostojności.Miałnasobie
sztruksowespodnieisportowąkoszulęwpodłużnepaski,tuszującą
delikatnąnadwagę.
–Nie.Poprostumieszkałatukiedyśkobieta,którąznałem,iza-
trzymałemsię,żebypowspominać–odpowiedziałemzgodnie
zprawdą.
Mężczyznaprzyjąłdowiadomościisięodwrócił.Jateżruszyłem
wstronędomu,alepochwiliusłyszałemzzapleców:
–Niechpanpoczeka.
Spojrzałemzzaciekawieniemnanieznajomego,którylustrował
mnieodstópdogłów.Wgumofilcach,starejkoszuli,zarośnięty,
zwiaderkiemgrzybówwręcemusiałemwyglądaćjakarchetypowy
mieszkaniecpolskiejwsi.
–Miałbymdopanaprośbę–powiedział.–Widzipan,przywieźli
midziśopałnazimę.–Wskazałnahałdę,którajużwcześniejzwró-
ciłamojąuwagę.–Niemamsiływrzucićtegodopiwnicy.Trzy,
22