Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Zdajesię,żemówiłeścośogodności—powiedziałacicho,apotemwycofałasię
dopokojuiczekała,ażjedynymężczyzna,którychciałzniąbyć,odejdzienazawsze.
Ciotkępostawiłaprzedfaktemdokonanym.Wychodzączjejmieszkania,napomknęła,
żeniewie,kiedysiępojawinastępnymrazem.
—Wyjeżdżam,ciociu—powiedziałaizanimIwonazdążyłaocokolwiekzapytać,
Elwiryjużniebyło.Niktniemógłjejzatrzymać.Miałazesobąjednątorbęiprostoodciotki
ruszyłanastacjękolejową.Byłojejobojętne,gdzierzucijąlos.Małybagażniewzbudził
zaniepokojeniauciotki.Zapewnemiałanadzieję,żesiostrzenicyznowucośodbiłoiwyrusza
nawycieczkę.AElwira,mimoiżwiększośćswojegodobytkuzostawiławdomu,wiedziała,
żedobrowolnienigdytamniewróci.
Byłosobotniepopołudnie.Latopowoliustępowałomiejscajesieni.Rówieśnicy
Elwirymieliladamomentrozpocząćkolejnyrokstudiów.Ci,którzyzrezygnowaliznauki,
najczęściejniańczylijużwłasnewyczekaneiślubnedzieci.Bylikimś,mielikogoś,ktoonich
dbał.Onabyłainna.
Nastacjipanowałakompletnamartwota.Dopierozadwiegodzinymiałodjechać
pociągosobowy,któryzatrzymywałsięnakażdymprzystanku.Podróżdodużegomiasta
trwałabywieczność.AElwiraczuła,żestraciłajużzbytwieleczasu.Prostozdworcaposzła
napoboczedrogikrajowej.Dobrze,żeniezabrałazesobądużegobagażu,bobyłobyjejzbyt
ciężko.Spacerzająłjejdwadzieściaminut,kolejnepiętnaściemachała,próbujączatrzymać
rozpędzonesamochody.Wreszciejedensięzatrzymał.Wsiadłaiprzywitałasięzkierowcą.
Jechałdomiastawojewódzkiego,jakieśpięćdziesiątkilometrówodmiejsca,wktórymsię
terazznajdowali.Pomyślała,żetodobryznak.Niespuszczającwzrokuzdrogi,kierowca,na
okopięćdziesięciolatek,zacząłjąwypytywaćocelpodróży.Spokojnytembrjegogłosu
podziałałnaniąkojąco.Mógłbybyćjejojcemiwyraźnieinteresowałogo,dlaczegotaka
młodaiładnadziewczynapodróżujeautostopem.
Uciekam—chciałapowiedzieć,bonaglezebrałosięjejnazwierzenia.Byłobcy,nic
oniejniewiedziałiprawdopodobnienigdywięcejsięniespotkają.Elwirapoczuławielką
potrzebęopowiedzeniakomuśosobie.Otym,żematkaumarła,aojcieczałożyłnową
rodzinę.OprzemocynadyskoteceioHelenie,którejniepotrafiłapokochaćtak,jaknato
zasługiwała.Byłobyjejlżej,gdybyteraztowszystkozsiebiewyrzuciła.Już,jużmiała
zacząć,kiedykierowcadelikatniezsunąłleżącąnajejkolanachtorbęizłapałjązarękę.Była
zaskoczonaipotrzebowałakilkusekund,żebyzrozumieć,żetengestniebyłgestem
wsparcia.Mężczyznapociągnąłjejdłońkuswojemurozporkowi.Wyrwałająwystraszona.
—Proszęsięzatrzymać—wyszeptała.
Nieusłuchał.Rozpiąłspodnieizacząłsięmasturbować.JechaliszybkoiElwiranie
wiedziała,czegoboisiębardziej.Tego,żeznowujakiśfacetjąwykorzystuje,czytego,że
ladamomentmożestracićpanowanienadkierownicą.Odwróciłatwarzdooknaipowtarzała
prośbę,żebyzatrzymałauto.Popięciuminutachszaleńczejjazdyzrobiłto.Jużniebyłamu
doniczegopotrzebna.
—Towszystkopaniwina,pocopanitakaładna—warknął,zanimzatrzasnęładrzwi.
Tojużwiedziała.Zawszeiwkażdychokolicznościachtoonabyławinna.
Odjechał.Elwirastałanapoboczudroginaprzedmieściachobcegomiastaicała
dygotała.Zmierzchałoigdybyterazmogła,wślizgnęłabysiępodswójstarypled.Tylkoczy
powrótbyłbydobrymrozwiązaniem?Usiadłanatrawieiskulonapróbowałapodjąćjakąś
sensownądecyzję.Niezauważyłazatrzymującegosiękolejnegosamochodu.
—Dobrzesiępaniczuje?—usłyszałazaniepokojonymęskigłos.—Czywszystkow
porządku?
—Tak.—Wstała,otrzepującsięztrawy.
—Podrzucićpaniądocentrum?—Spojrzałnajejtorbę.
11