Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bezkłopotu,miękkiebyły,rozciągliwe,lwowskiejroboty.Założyłpas,
szablęprzypiąłitakstanąłprzedZagwojskimiCyrylem.Chłopiec
odezwałsię:
–Waszamiłość,jażebytamsiędostać,każdegoporzucę,wasza
miłośćwieszdobrzegdzie…–Cyrylekmrugnąłokiem.
–Atobiebardzosięprzemienionymwydaję?–spytałTomasz
Zagwojskiego.
–Jawasząmiłośćtakimpamiętam–odpowiedziałZagwojski.
Alejasiebietakimniepomnę,pomyślałTomasz.Tonajbardziej
miwmózgsięwraziło,to,myślał,przypatrującsięłachmanom,które
dopierocozgrzbietuzrzucił.Westchnąwszy,podniósłjeizszedł
znimidopotoku.Obejrzałsię.Zagwojskiichłopiecczekalinazboczu.
Koniecztym!–pomyślałmściwieirzuciłzawiniątkodowody.
„Żegnajcie”–szepnął.„Żegnaj,nędzo.Iniewracajnigdy”.Woda
pieniłasięsrebremwokółzawiniątka,obmywałajezuporem,
ażwreszciepopłynęłozfalą.Żegnaj.Poczułzapachświeżo
skoszonegosiana.JakwBłudnikach,przypomniałsobie,pośrodku
majdanuprzeddworem.Albowparku,pomiędzyklonami.Sabatowie
nakosilinanocdlakoni,którewoleli,przedwilkamichroniąc,trzymać
przyobozowisku.Zawiniątkopowolioddalałosięzprądem,domyślał
sięgotylkowciemnejplamiepodobnejdozwiniętegokundla.
–Takto–powiedziałnagłos.–Takto…
Siadłbymizapłakał,pomyślał.Alenieumiałpowiedziećczemu.
–Hej,panieTomaszusynuJanaTomasza,coztobą?–zagrzewał
goLigęza,kiedynapniakachwokółogniskasięrozsiedli.Kniaź
zmiejscazacząłkaszęciamkać,Cyrylmusiałgozarękawpociągnąć
inabrodęzapaskudzonązwrócićuwagę.–Spróbujtejmałmazji–
namawiałLigęza.–ZGrecjijąOrmianiesprowadzili.Kosztowna,
bardzozaniącenaskoczyła,aleteżprawda,żewliczyćbywniątrzeba
ikrewkupiecką.Wszystko,żebyszlachciefantazjiniezabrakło.