Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zmianaznowymipracownikami.Nielubipouczać,dlatego
nigdyniechcemiećdzieci.Uważa,żebyłabykiepskawro-
limatki.
PośniadaniuzabieraRobertadociężkiegoprzypadku.Tak
określatych,którymzostałoniewieleczasu.
Nałóżkuprzywejściuleżysiedemdziesięcioośmioletni
Franciszek.
—Cozasmród—stwierdzaAlicja,marszczącczoło.
Franciszektrzymiesiącetemuzłamałbiodro.Odtamte-
goczasuniewstajezłóżka.Podobnoktośgopopchnął.Ale
otymsięniemówi.Takierzeczywychodząpośmierci.Teraz
ważniejszejest,żeniktgonieodwiedza.Macórkę.Pracuje
wWarszawie,wdużejfirmiereklamowej,trzystadziewięć-
dziesiątkilometrówoddomupomocy.Córkaniemaczasu
nadalekiepodróże.Mazbytdużezobowiązaniawobecfirmy.
Pracoholiczka.Rzadkokorzystazurlopów.
—Raczejjużztegoniewyjdzie—mówiAlicja.
RobertpatrzynaFranciszka.Zastanawiasięczysłyszał.
Jestprzytomny.Musiałsłyszeć.
WkąciewfotelusiedziPaweł,współlokatorFranciszka
ijedenznajstarszychmieszkańców.Madziewięćdziesiąt
osiemlat.StarszajesttylkoMaria,którejzakilkamiesięcy
stukniesetka.Pawełmasłabywzrokisłuch,alezatowęch
mabezzarzutu.
—Tenmójwcalesięnieodzywaichybanarąbał,bo
strasznieśmierdzi—stwierdza.
AlicjapodchodzidoFranciszka.
—Dobrzesiępanczuje?—pyta.
Franciszekwolnokiwagłowąwgóręiwdół.
—Nalejwodydomiski,bozarazwszyscytuumrzemy
odtegosmrodu.
16