Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
słowachkobietawstała,sugerując,żewizytalekarkidobiegła
końca.
Wiedziała,żetakąpostawądużoryzykuje.Walentynaporu-
szyłasięniespokojnie.
–Wporządku–wykrztusiła.–Proszęmiwszystkoopowie-
dzieć.Wszystko…
–Panimąż…Cóż,napewnojestświetnymlekarzem,ale…
proszęmiwybaczyć...tobestia…–Karolinaukryłatwarzwdło-
niach.
–Chcęznaćcałąprawdę–powiedziałaWalentyna.
–Prawdajesttaka,żeniejestemjedynąofiarąordynatora.
Tyle,żejaniebyłamnatylecwana,żebysięzabezpieczyć.
–Czylizgadzałaśsięnaseks?!
–Tonietak…
–Dosyćtego!–Dobrawskazerwałasięzfotela.–Nieuspra-
wiedliwiammęża,alejakazciebieofiara,skorosięgodziłaśna
wszystko?!Tracęczas!
–Panidoktor,jeślipaniterazwyjdzie,nigdynieusłyszy
paniodemnieprawdy.Możekoleżankicośpowiedzą,aleonenie
zdająsobiesprawy,przezcoprzeszłam.Wstydziłamsięprzy-
znać.Itobyłmójbłąd.Powinnamgłośnomówićotym,comnie
spotkało.
Walentynanerwowochodziłapopokoju.Wjejgłowiewal-
czyłyróżnemyśli.Zjednejstronyznałaswojegomężatylelat,
ufalisobie…Aleprzecieżtadziewczynaniemogłazmyślićsobie
tegowszystkiego…Tozbytpoważnasprawa.Nieposunęłabysię
dooskarżeńbądźcobądźszanowanegolekarza.
–Proszęmówićdalej–powiedziałaniecospokojniej,napo-
wrótsiadającwwygodnymfotelu.
–Odpierwszegodniaordynatorsobiemnieupatrzył–mó-
wiłaKarolina.–Dziewczynyostrzegałymnie,żetojesttenro-
dzajfaceta,któryżadnejmłodejnieprzepuści.Niewierzyłam.
Nobojakmożnawpracypozwalaćsobienatakierzeczy.Zresz-
tąniewgłowiemibyłyromanse,ajuższczególniezżonatymi
mężczyznami.Pewniepaniniewie,żeodwielulatopiekujęsię
sparaliżowanąmatką…
–Niewiedziałam…–bąknęłaDobrawska.