Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dyrektoremplacówkimedycznej.Albonajwiększymjej
przekleństwem.
–Niemogępatrzećnapalce–powiedziała.
–Jakiepalce?–Nierozumiałem.
–Ludzkie.Widzęjewszędzie.Mimożeniemam
oczudookołagłowy.Iwszystkieskierowanesąnamnie.
Natęgrzesznicę.
–Toniegrzech–odparłem.–Anawetjeśli?
Grzeszyszdlasiebie,niedlainnych.Wkońcu
zrozumieją.Społeczeństwomądrzeje.
–Noniewiem…Duszęsię.
–Niemożemywyjechać.Cobędziezeszpitalem?
–tłumaczyłem.
–Ludziewszędziechorują.
–Niezbudujęmarkizdnianadzień.
–Znowutesameargumenty?
–Zaniecałyrokbędziekonkursnaordynatora.
Tomożebyćdlanaswielkaszansa.
–Dlanas?DlamnieidlaNinyteż?Czytylkodla
ciebie?
–Zapewnięwamgodnybyt.
–Aterazniezapewniasz?Żyjemynaprzyzwoitym
poziomie.
–Mogłabyśzrezygnowaćzwłasnejpraktyki,
poświęcićsiędziecku…
–Nienatymmizależy.Jadłabymkartofle
zkwaśnymmlekiem,bylemiećcięwięcejnacodzień.
–Będzieszmieć.Wyższestanowiskotowięcej