Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
„słusznywiek”stanowiłdlamniewówczas
niezaprzeczalnyżyciowyautorytet.
–Masz.–Podałmijednązkart,przedstawiającą
kobietęidącąpoziemskimglobiepodgranatowym
niebem.–Takartaoznaczaświat.Czytałem,żeprzynosi
szczęście.
Schowałamkartędokieszeni.
–Ateraz–oświadczyłwyraźniezadowolony–idziemy
nalody.Trzebajakośuczcićto,żeudałocisięwyrwać
zdomowegoreżimu.
Niewiedziałam,coznaczysłowo„reżim”,ale
domyślałamsię,żeuważaFizaterrorystkę
przetrzymującąmniesiłąwpokoju.Wtedywłaściwie
mitonieprzeszkadzało.Niepotrafiłamsięjejsprzeciwić,
aleteżniebardzopotrafiłamsobiewyobrazić,jakinaczej
mogłobywyglądaćmojeżycie.Nieprzepadałam
zagraniemw„chowanego”ani„berka”zkolegami
zklasy.Właściwiezabardzonawetichnielubiłam.Dla
mnienaświecieistniałatylkoona.
–Niemogę.
–Dlaczegoznowuniemożesz?Twojejmatkiniema.
Korzystajzchwili.Jastawiam,mała.Niestresujsię.
–Dziękizakartę,alemuszęjużiść.Niechcę,żeby
Fizobaczyła,jaksiedzęztobąnadworze.
Pokręciłzniedowierzaniemgłową.
–Wysiękiedyśtamudusicieinikttegonawetnie
zauważy.
–Nieudusimy.Niepotrzebujemynikogo.
Weszłamdodomuiusiadłamnapodłodzeprzed
lustrem.KosmetykiFileżaływniewielkimpuzderku
napółeczce.Malowałasiębardzorzadko.Zazwyczaj
kiedymusiałagdzieśiść,atozdarzałosięnaprawdę
sporadycznie.Wtedysiadałanarzeźbionymkrześleprzed
lustremidelikatnymiruchamirozprowadzałapuder
pokościachpoliczkowychwielkim,pękatympędzlem.
Małym,wąskim,podobnymdotych,którymimalujesię
akwarelami,nakładałanapowiekibladoróżowycień.
Pociągałatuszemswojedługieczarnerzęsy,otwierając
przytymlekkousta.Czasamiużywałateżdelikatnej