Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
upudrowanątwarzwlustrze,poczymnatychmiastuciekłem,ciągnąc
zasobąbrata.„Niemasięczymzachwycać!”rzuciłemdoniego,
zcałychsiłudając,żepannamłodawcaleniezrobiłanamnie
wrażenia.Wtensposóbdałemupustemocjomzpołowątwarzy
wysmarowanąnaczerwonoczułemsięwyjątkowoniepewnie.
Nadchodziłazima,ajamusiałemzacząćnaukędoegzaminów
wstępnychdogimnazjum.Przejrzałemreklamywczasopismach
izamówiłemzTokioróżnepomocenaukowe,aleustawiłemjetylko
napółce,żadnejnawetnieotworzyłem.Szkoła,doktórejmiałem
zdawać,znajdowałasięwnajwiększymmieściecałejprefektury,
chętnychzawszebyłoprzynajmniejdwalubtrzyrazywięcejniż
miejsc.Momentaminachodziłmniebladystrach,żeniezdam.Wtedy
zabierałemsiędoprzygotowań,alepozaledwietygodniunauki
odzyskiwałempewnośćsiebie.Wtrakcietychmoichzrywównie
chodziłemspaćprzeddwunastą,zatowstawałemzwyklejuż
oczwartej.KazałemsłużącejimieniemTamibyćstaleprzymnie,żeby
rozpalałaogieńiprzynosiłaherbatę.Zawszeprzychodziłamnie
obudzićoczwartej,nieważne,jakpóźnoskończyliśmypoprzedniego
wieczora.Siedziałaobokwciszy,czytającksiążkę,kiedyjamęczyłem
sięnaprzykładzzadaniemmatematycznymorozmnażającychsię
myszach.PóźniejobowiązkiTamiprzejęłainnasłużąca,starszaigruba
kobieta.Byłatosprawkamojejmatki.Kiedyotymusłyszałem,
skrzywiłemsięzobrzydzeniemnamyślopowodach,którenią
kierowały.
Następnejwiosny,gdyzaspybyłyjeszczewysokie,mójojciec
zacząłkaszlećkrwiąizmarłwszpitaluwTokio.Naszregionalny
dziennikwydrukowałdodatekspecjalnyzjegonekrologiem.
Toporuszyłomniebardziejniżjegośmierćmojeimięinazwisko
byłowgazecie,naliścierodzinyzmarłego.Ciałozłożonewwielkiej
trumniewróciłowrodzinnestronynasaniach.Czekałemnaich
przyjazdpodsąsiedniąwsią,razemztłumeminnychmieszkańców.
Wreszciekolumnawyłoniłasięzciemnegolasu.„Jakiepiękne”,
pomyślałem,widzącniekończącysięrządsańsunącychwblasku
księżyca.
Następnegodniacałarodzinazebrałasięwpokoju