Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Myślał,żezatajątakżejegotajemnicę.Nawąskiejipustej
ulicypojawiłosięoczekiwaneauto.Jadącpomału,
trzydzieścinaliczniku,mercedeszbliżyłsięnaodległość
metra.Hubertwyszedłzukrycia.Czarnajaksmołaszyba
odstronykierowcyuchyliłasiędopołowy,mężczyzna
zsamochoduwyjąłrękęnaprzywitanie.Hubert
odwzajemniłtengest,poczymschowałdłońdokieszeni,
jakbychciałcośukryć.
–Kiedykasa?
–Najpóźniejzatrzydni–odpowiedziałHubert.–Teraz
mamwesele,muszęgenerowaćkażdygrosz.
–Togeneruj,boodstrzelimycigłowę.
–Spoko,spoko,beznerwów,nienarzekaszchyba
nainteresyzemną.
–Narazienie,aletakichjaktytojużmiałemokazję
poznać.Nieróbsobiezaległości,botozazwyczajźlesię
kończy.
–Spokojnatwojarozczochrana.–Hubertspojrzał
nałysegokarkaipochwilipożałowałtychsłów.Oknosię
zamknęło,czarnymercedesodjechałzpiskiemopon.
***
Weszłamdzisiajdorodzinnegodomu,kochałam
tomiejsce.Wychowałamsiętu,wśródantyków,które
owianebyłytajemnicą.Mójtatakochałantyki,całeżycie
jezbierałiwciążbyłomumało.Gromadził
jewbłyskawicznymtempie,dotegostopnia,żemusiał
dobudowaćdwapokoje,żebymiećjegdzietrzymać.
Mamieniebyłotowsmak,alenigdymusięnie
sprzeciwiała,tolerowałapasjęojcazwielkim
namaszczeniem.Odrana,dzieńwdzień,chodziła
ześciereczką,bydrobneprzedmiotyiwyryteornamenty
odkurzyćinadaćimpołysk.
Kiedytatyniebyłowdomu,częstomarudziłapod
nosem,żekiedyśtowszystkosprzedaalbowywali