Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
(I)Początekwrudymkolorze
Byłotuzawszeniecospokojniejiciszej,dlategowybieralitenzakątekplaży,możliwie
najdalejodjazgotunieoliwionych,hałaśliwychrowerówwodnych,piskudziewcząt,
pokrzykiwańsprzedawcówlodówiokazyjnychpamiątek.
Niebo,wyblakłewtymżarze,jakźleufarbowanymateriał,wisiałowysoko,zrzadka
tylkonaskłonachhoryzontupoutykanepostrzępionymicumulusami.
Odmorzawionęłosilniejszympodmuchem,zatrzepotałanawysokimmaszcie
chorągiewostrzegającaprzedniebezpieczeństwemkąpieli.Drobinypiaskuuderzałyotwarze.
Wysokichudzielecpowiódłwzrokiemzarozkołysanąwbiodrachdziewczynąwbikini.
lDankiwciążjeszczeniemalrzuciłdodryblasakompanowłosach
przystrzyżonychnajeża.
lTounastylkowsobotytakwczesnyfajrant...Oninafiniszu,inwestorustaliłjuż
terminfetyotwarcia,atymczasemwyszłanajawfuszerka,czegośtamzabrakło,mająstracha.
Ciągnąnadwiezmiany,nawetwniedzielęchcątyrać.
lAleśty,Lutek,dokładniezorientowanylchudzielecprzyjrzałsiękoledzez
dezaprobatą.
lRamona,Ramona,jaksłodkoimiętwojebrzmi...lzanuciłPazołatęgo
podfałszowując.lTamtafrygazrobionanarudoznówdrzesięipiszczy,jakbyktow
ukropiegotował.
Zwody,bijącejwzmożonąfaląobrzeg,dziewczynawydzierałasiępiskliwymgłosem.
Słyszelijejwrzaskjużkilkarazyodchwili,gdyznaleźlisiętuprzeddwomagodzinami.
lCześć,przyszłościarchitektury.LedwiesięwyrwałemztejŁebyodswoich
starych...Cowytakheroicznie,bezżadnegokotawpobliżu?Nieumieciewejśćw
kołobrzeskistyl?Kurzatwarz,nogispiekłemjaknapatelni.Niemogliścietoumieścićsię
bliżej?lprzywitałobukompanówFlorekStawski.
lChłopcy,zniącośnaprawdęniedobrze.lSzymonpoderwałsięzmiejsca,
wpatrującsięwmorze.
lZrudą?lleniwieprzeciągnąłsięLutek.lWidać,żewpadłaciwoko...No
pewnie,niemaDanki,trzebasięwięcjakośpocieszyć.Ej,Szymek,coty?
Jednymsusemstanąłnanogiipognałzaprzyjacielem.Widziałsamteraz,żetojużnie
przelewki.Rudatonęła,jejpiskiprzestałybyćtymrazemidiotycznązabawą.Trzepocząc
rozpaczliwierękami,zanurzającsiępodnadbiegającegrzebienie,mocowałasięnieudolniez
nagleobjawionąwrogościąmorza.
Falaodboju,niebezpiecznanawetdladobregopływaka,odrzuciłarudądalekood
brzegu,naostroschodzącątamwdółgłębinę.Jeszczeostrzejszafalawindowałana
powierzchnię,ręcedziewczynydesperackopróbowałyodepchnąćnapórwody,alenieubła-
ganagłąbciągnęłaiwsysała.Dłońznowuzatrzepotała,mignęłyrudewłosy.
Szymonzrozpęduskoczyłdowodyipłynął,towyskakującpodrzutamicałegociała
nadfale,topoddającsięimizezwalając,byprzepływałynadnim.Niewidziałjużostatnich
desperackichpróbtonącej,niewidziałjejsamej,zatrzymującwpamięcijedyniemiejsce,w
którymdopierocosięznajdowała.
WidzielizatowszystkoLutekiFlorek,którzynadbiegliniecopóźniejnadbrzeg.
Porozumielisięwzrokiemirównieżskoczylidowody.Napiaskuzanimigromadziłsię
pęczniejącytłum.
lToniektoś?
lEtam,byłbyratownik...Pewniejakaśzwariowanazabawa.
lRatownikniedawnogdzieśposzedł.
lTonie,tonie!Taruda,cotakpowrzaskiwała.Widziciewłosy...jużjejniema.Nie
2