Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ŚMIERĆWPEŁNYM
SŁOŃCU
Aleksandria,przedmieściaWaszyngtonu,
sierpień1994
Zzaprzyciemnianychszybczarnegodżipazaparkowanego
dyskretniewbocznejuliczcemożnabyłobeztruduobserwować
okolicę.Właściwieniebyłochybażadnegokonkretnegopowodu,
byobserwowaćakurattenfragmentmiasta.Przyżadnejzpobliskich
ulicniemieszkałniktsławnyaniwpływowy.Niedziałosiętutajnigdy
nicszczególnego.Conajwyżejjakaśszalonagrupkastudentów
trenowaławyścigiwsamejbieliźniewśrodkunocymiędzybudynkami
kampusu.Alboinnagrupkawspinałasięnaokolicznelatarnie,żeby
zwysokościkilkumetrówcelowaćkolegomstrumieniamispienionego
piwawprostdoszerokorozwartychpaszczy.Niebyłytojednak
incydentydośćinteresującedlaprzeciętnegoczłowieka,ajuż
zdecydowanienienadawałysięnamateriałdoobserwacji.
Palcewczarnych,skórzanychrękawiczkachnerwowowystukiwały
rytmnakierownicydżipa.Wśrodkubyłoupiorniegorąco,jak
wpuszcezupypomidorowejpostawionejnagorącejpłyciekuchenki.
Mężczyźniwsamochodzienaprzemiennieocieralizczółobficie
spływającypot,wciskająckawałkitkaninygłębokodokieszenikurtek
tak,abynawetjednakkroplaniespadłanatapicerkęczydeskę
rozdzielczą.Niewolnozostawiaćśladów.Dokońcamusząpozostać
nieodkryci.
Siedzieliwmilczeniu,zupełniejakbyobawialisię,żezbytgłośno
wypowiedzianesłowomogłobyściągnąćuwagęniepożądanych
gapiów,jakbyszczelniezasuniętekuloodporneszybyniestanowiły
wystarczającejbarieryoddzielającejodświatazewnętrznego.
Ztejodległościdałosięwidziećzaledwiezarysykilkupostaci
stojącychnarogubudynku.Aletocałkowiciewystarczyło,żeby