Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałIV
Akademik
Wsezonie1997/98trenowałemzsenioraminieregularnie,aleze
dwalubtrzyrazyzałapałemsiędokadrynamecz.Ligawyglądała
inaczej,grałainnymsystemem.Codrugiweekendkażdegoczekały
dwawyjazdy,bozespołypodzielononapary.Dziękitemustarano
sięzaoszczędzaćnapodróżach.NajpierwktośgrałzLegiąWarsza-
wa,anastępnegodniaprzyjeżdżałdoolsztyna.Napołudniutaką
parętworzyłGórnikRadliniMostostalKędzierzyn-Koźle.Iwła-
śniewyjazdnaopolszczyznęzapamiętałemszczególnie,ponieważ
dawnonienajadłemsiętylewstydu,ilewmałejsaliwKędzierzynie.
Jakosiatkarzbyłemwtedyzielony.Narozgrzewceodbijałem
znNagórem”
.Znerwówprzez15minutniepotrafiłemsplasować
wjegoręce.
-Tynawetpalcaminieumieszcelnieodbić-skwitowałmoje
udrękistarszykolegaidorzuciłironicznyuśmiech.
Zrozumiałem,żedużowodyjeszczemusiupłynąć,zanimstanę
sięsiatkarzem,aniekandydatemnaniego.
Rozgrzewkanieoznaczałakońcawrażeń,przynajmniejniedla
mnie.Jakzwyklezająłemmiejscenaławcerezerwowychiprzyglą-
dałemsięzboku,naczympolegasiatkówka.NagleMariuszSordyl
złapałsięzaspodenki.
-Kurwa,pękłamigumka!-rozpaczliwiekrzyczałwkierunku
ławki.
Toniebyłyczasy,wktórychkażdyzawodnikmiałpodwieko-
szulki,pięćparspodenekiosiemdresów.Każdemuprzysługiwał
jedenkompletimusiałgopilnowaćjakokawgłowie.
25