Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
każdąwiększąwypożyczalnięsamochodówispecjalneoznaczeniatablicrejestracyjnych.
Skądtenniesmak,wyglądaszidentycznie.Głos,jakimdosiebieprzemawiał,pobrzmiewał
corazczęściejsarkazmemizniecierpliwieniemtypowymdlastarychludzi.Irytowałogosłuchanie
siebiesamego,ajeszczebardziejto,żeniepotrafiłprzestać.Niewytrzymał,dorzuciłcierpko:
Prowadziszwynajętysamochód,jeździszitylkooglądasz,więcskądtawyższość?Wiecznyturysto!
Potemzapomniałosarkazmieiniczym„oni”,poddałsiępięknuokolicy,porazkolejnydziwiąc
się,jakdobrzesiętutajczuje.Mimobrakuochronnejwarstwyhistoriizamkniętejwkruszejącej
patynieeuropejskichmiast,wkanałachsprzedstuleci,nacmentarzachpamiętających…
Dosyćodpędziłnatarczyweobrazyepidemii,głoduiwojen,usiłującskupićsięnatuiteraz.
Natym,żelubitomiasto,choćurosłonakamiennychwzgórzachbezkorzeni,zniczego.Możenie
dokońcazniczego,złotodajeenergiębombatomowychipowóddoosiedleniasięwkażdych
warunkach.Znówtrzebaruszyćwdrogę.Międzyinnymiprzeznie.
Bogactwa!Raczejprzekleństwanaturalne.Uderzyłwkierownicę,apotemzamilkłnadobre.
Ponadgodzinęjeździłbezcelu,leniwieizprzyjemnością.Jeszczejedendzieńnamiejscu
powtarzałwmyślach,usiłującwyłączyćwyobraźnięspieszącąsiędojutra,pędzącąnalotnisko.
ZatrzymałsięnaHuntingtonSquareiusiadłprzedKatedrąŁaski.Wprześwitachulicmiędzydomami
widaćbyło,jakwysokoznajdowałsięplac,woddalilśniłocean,tworzącniesamowitezłudzenie
optyczne.Wyglądałjakścianawodyzatrzymananiewidzialnąszklanątaflą,aonmiałwrażenie,
żeznajdujesięwewnętrzugigantycznejnieckiwodnej,którazeskupieniemprzyglądasięmiastu
izabieganymwjegownętrzuludziom.Oparłgłowęnaciepłej,mimoporyroku,krawędzidrewnianej
ławki,wciśniętejmiędzyniedużyplaczabawafontannęozdobionąwielkimiżółwiami.Rozluźnił
ciało,nawetstądwidziałpowierzchnięWrótdoRaju,lśniącąniczymskórkaświeżorozłupanego
kasztana.JegouwagęrozproszyładelikatnajakporcelanowafigurkaChinka,którazawiesiłanagałęzi
platanaklatkęzptakiem.Niezwracającnanikogouwagi,wabsolutnejkoncentracjirozpoczęła
ćwiczeniatai-chi.PrzezchwilęwyobraziłsobienatletarasowychwzgórzwChinach,nieskończenie
powoliporuszającądłońmi,ramionami.Możemiałatewzgórzawsobie,możejakon,gdyzamykała
oczy,potrafiłaprzenieśćsięwodpowiednikontekst.Przezkilkaminutzprawdziwąprzyjemnością
przyglądałsięsubtelnym,alepewnymruchom,jakbytańczyłaporuszananiesłyszalnąmuzyką.Wbrew
rozumowinadsłuchiwałprzezchwilę,potemjegowzrokpowędrowałznównakościelnewrota.
Miedzianobrązoweświatłoprzypominałomubliźniaczelśnieniepodrugiejstronieglobu.Dźwięki
miastaoddalałysię,zanikłyzupełnie.Zapadałsięwsiebie,dryfującpozarzeczywistością.
Kopiapomyślałbezwzgardy.Lepszetakieniższklane.
Zamknąłoczy,ajegomózgposłusznieprzywołałkażdydetalponadsześćsetletniegooryginału,
podziękowaniedlaStwórcyzaobronęFlorencjiprzedzaraząw1348roku.Pomyśleć,żeLorenzo
Ghiberti,zanimprzeszedłodplanówdokońcowegoefektu,postarzałsięodwadzieściasiedemlat.
Dwanaściespędzonychnarobieniuprojektuiodlewów,kolejnepiętnaścienawłaściwejpracynad
kawałkiembrązu.Davidodepchnąłtęsknotę,którejniemógłsiępozbyć.Brakowałomuroślinnego,
żmudnegodojrzewanialudzkichdziełwczasie.Dzisiejszedziełasztukipączkowałyprzezpodział,
kopiowałysięwbłyskawicznymtempiejakwirusy,tworzączastępylustrzanopodobnych
egzemplarzy.Tak,takopiateżpowstałabłyskawicznie,zodlewuwykonanegonaoryginale.Ale
przynajmniejbyłajedna.Zrozbawieniempomyślał,żeautentykwprawionywbudynekpowstał
zmarmurupozyskanegozrozbiórkibezbronnychpogańskichbudowli.Podróbkazamieszkała