Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
OdebrałemwięckartkęipołożyłemnaotwartymzeszycieKosińskiego.Kartkanie
byłacoprawdazaadresowana,alejeśliodktórejśzdziewcząt,to–rzeczjasna–doAndrzeja.
Wiedziałemprzecież,żenakażdejlekcjiprowadziożywionąkorespondencję.
Przezchwilętrochęmniekorciło,żebyzajrzećdotejkartki.Choćrazbymsię
dowiedział,coteżtedziewczynywłaściwiedoniegopiszą.Alepowstrzymałemsię.Niebędę
czytałcudzegolistu.Comniewkońcuobchodzi,oczymonepiszą?
WidoczniejednakobchodziłotoEwęWinkler,którasiedziaławławceprzednami.
Musiaławidzieć,żeodebrałemjakąśkartkę,borazidrugiobejrzałasię:
–Pająk!Odkogoto?
–Niewiem...–mruknąłem.
–Topokażprędko,zobaczymy!
–Przecieżtoniedociebie!–oburzyłemsię.
–Proszęospokój!–powiedziałwtymmomenciematematyk.Spojrzałemwjego
stronęizanimsięspostrzegłem,Ewawyciągnęłaszybkorękęizabrałalist.
Niepodobałomisięto,aleprzecieżniemogłem,aniniechciałem,szarpaćsięznią.
nAzresztą,niechczyta–pomyślałem.–ItakciąglerazemchodzązKosińskim,więcon
chybaniemaprzedniątajemnic.Amożeonajestzazdrosnaoto,żektośdoAndrzejapisze?”
Rozśmieszyłomnietotrochęiprzestałemmyślećoliście.
Naprzerwiezmieniłemmiejsceidopieropodkoniecdrugiejlekcjizorientowałemsię,
żewklasiedziejesięcośdziwnego.Krążyłykartki,szeptano.Zwłaszczadziewczęta.Nie
wiedziałemzupełnie,ocochodzi,aleteżinieinteresowałemsiętym.
Przyszładrugaprzerwailedwonauczycielkawyszłazklasy,kołoławkiEwyWinkler
zgromadziłosiękilkadziewcząt.Rozmawiałypodniesionymgłosem,więcpochwilipodeszło
tamparuchłopców,zaciekawionych,cosięstało.Jateżstanąłemniecobliżej.
–Noiwidzicie!Niechbytomatematykzłapał!Nakogobybyło?–mówiłagłośno
Ewa.–Oczywiścienamnie!BoktomożedoAndrzejalistymiłosnepisać?Tylko
Winklerównaprawda?BoWinklerównawogólejestnajgorsza!–iEwazaczęła
przedrzeźniaćpiskliwygłosnaszejkierowniczki:–Winklerównalatazachłopcami,ma
przewróconewgłowie,Winklerównamiałakiedyśszminkęwteczce,wszystkotylko
Winklerówna!No,więcmacie.Proszębardzo,jakiśniewinnyaniołsięznalazł!Listmiłosny
doKosińskiegonapisaćtopotrafi,alepodpisaćtojużsiębał!
Kiedytegosłuchałem,wydawałomisięnawet,żewłaściwietoEwamarację.Gdyby
listzłapano,pewniewszystkobyłobynanią...Alenigdybymnieprzypuszczał,żemożew
niejbyćażtylezłości.
–Aktotopisał?–spytałaktóraśzdziewcząt.
Przezchwilębyłocicho.Ewarozglądałasiępoklasie.
–Właśnie!Którapisałateświństwa?–ipodniosładogórylist.
–Co?Świństwa?Notoprzeczytajgłośno!Będziezabawa!–ucieszyłsięDziurdziała.
–Dobrypomysł!Daj,Ewa,list!–zawołałAndrzejKosiński.–Przeczytamgłośno!
Niepotrafiłbympowiedziećdlaczego,alezrobiłomisięwtymmomenciejakoś
nieprzyjemnie.Ijużzamierzałemodejść,kiedynagleodezwałasięAnkaSochacka:
–Niekłam,Ewa!Tamniemażadnychświństw!Żadnych...Itoniejestlistdo
Kosińskiego...
Byłabardzoczerwona,zdenerwowana.Urwałanagle,jakbyniemogączłapać
oddechu.
–Więctotypisałaś?Bardzodobrze,bardzodobrze!–śmiałasięnieprzyjemnie
Winklerówna.–WzorowaAniapiszelistymiłosne!Atosiępanikierowniczkaucieszy...
Nietylkojabyłemzaskoczony,żetowłaśnieSochackanapisałatenlist.Dziewczyny
popatrzyłynasiebie,DziurdziałagapiłsięraznaEwę,raznaAnkę.AWikarekspojrzałna
6