Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Włożyłaśsukienkę–rzekłoskarżycielskimtonem.
–Niewolno?
Zmieszany,cofnąłsiękrok.
–Ależwolno.Iwyglądaszświetnie.Tylko…–Próbując
dobraćwłaściwesłowa,potarłbrodę.–Tylkotynie
nosiszsukienek.
Zauważył?Zaskoczona,uśmiechnęłasię.
–Zmieniłamzdanie.
–Widzę.–Najegotwarzymalowałsięwyraz
niepewności.–Takjakpowiedziałem,wyglądasz
świetnie.
–Dziękuję.
Skoroniemazastrzeżeńdojejwyglądu,todlaczego
siętakkrzywi?Przypomniawszysobieogrubejteczce,
którąprzyciskaładopiersi,wyciągnęłarękę.
–Otomateriały,októreprosiłeś.
Niechcącymusnęłajegodłońiażpodskoczyła,gdy
poczuładreszcz.Brandonskierowałsięzpowrotem
dosiebie.Pochwiliobejrzałsięprzezramię.
–Dobrze,żejużjesteś.
Kiedyzamknąłdrzwi,Kellyopadłanafotelisięgnęła
pokawę.Otak,miłoznówbyćwpracy,pomyślała.
Rzuciłteczkęnabiurkoiniezwalniająckroku,
doszedłdoogromnegookna.Wrazzcałąekipą
pracowałnaostatnimpiętrzeSilverado.Widokzokna
nałagodnieopadającewzgórzaporośniętewinoroślą
nigdymusięnienudził.
Wpowietrzuleciałbalon,fruwałyptaki.Naglejego
uwagęzaprzątnąłdelikatnykwiatowo-korzennyzapach.
Cholera,nieprzywykłdotego,byjegoasystentkasię