Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wrześniumiałwrócićzwyprawydoNepalujejpartner.Opowiedziałamimasę
ciekawychrzeczyoswoimżyciu,oludzkiejpsychiceimożliwościach,jakiewnas
drzemią.Otym,żebywamysilniejsi,niżnamsięzdaje,aczasemzałamujemysiętak
naprawdęzgównianychpowodów.Czułamsiędoskonalewjejtowarzystwie,miałam
wrażenie,żewłaśnieztakimkimśmogęsięzaprzyjaźnić,takgłęboko,poludzku,bo
Agatamiałaznakomitysposóbpatrzenianaświatiniebyłowniejniczegoz
sekutnicy,maglary,plotkary.Byłamądraprzezswojeniejednokrotnietrudne
doświadczenia.Możebrakowałomitakiejkumpeli,przyjaciółki,mentorki?
Wracałamodniejlekkaizwiewnajakpiórko.
***
Najczęściejtakwżyciujest,żekatastrofapojawiasiędlanasniezauważalnie.
Niczegonieświadomyluzakpłyniesobiekraulem,opalonyiwesoły,bomawakacjei
niewie,żewgłębiniejużpłyniedoniegozrozwartąjapąrekinludojadizachwilę
zostaniepoluzakutylkoczerwonaplamanawodzieikolorowekąpielówki.Niestety,
wjakimśmomencieżyciamożepaśćnanas.
Piątek,czyliniespodziewanykoniecmojegolata
Tegodnia,kiedywłaśniezamierzałamsmażyćplacki,mójmążoświadczył,że
odemnieodchodzi.Kiedynakobietęspadamrocznawieść,toonazwyklerozpacza,
panikuje,więcijapoczułamnapływłez,strachipostanowiłamkomuśtowypłakać,
bozwariuję!Tacie–nie,boniechcęgodenerwować,Grześkowinie,bozsynemo
takichrzeczach?ZIgągadać?Nie,bosynowazniejmiła,aleniejesteśmyażtak
blisko.Zmamąnie,bonieznamtelefonudonieba,aszkoda.DowujkaGienianie,bo
możedojśćdorozlewukrwi,zastaryjest,żebyiśćzakratkizazabójstwo.DoWłodzia
też,bozarazmisięwpatałasizeswoimimęskimikomentarzami,adzisiajtego
kompletnieniepotrzebuję.Jezu,no!Zkimmampogadać?!
Komuwylaćtodziwneuczuciezaskoczenia,zdumienia,lęku,bólu?
***
Wiem.Agata!Onamipowieprzynajmniej,comamrobić,ćwiczyjogę,niechmi
pomoże,bosięnormalnieduszę!
–Halo,Agata?
–Tak.
–Cześć…–łapięoddech–…Marianna.
–Płaczesz?Ojej.Stałosięcoś?…Chceszprzyjść?–Takanatychmiastowa
reakcjaprawieobcejosoby.Niesamowite.
–Mogłabym?Niezapóźno?
–Chodź!Daszradę?
Iposzłamdoniej,jakstałam,tylkoumyłamręceiwłożyłamdrewniaki.
Siedziałamuniejwtymwielkimsalonie,byłajużprawienoc,pachniałodrzewko
sandałowezpalonejtrociczki.Agatasłuchałamniezuwagą.
–…tarłamteziemniaki,normalnie,ręcznie,bomisięmalakserrozwalił,zresztą
wiesz,tychkilkaziemniaczkównadwieosobymożnaręcznie!Kupiłamstare
ziemniaki,duże,szybkoszło–paplałam,niepotrzebniemotającsięwszczegóły–i
wracaMirekzpracy…–mówiłam,zachłystującsięłzami.
–Mirekto…?–Agatauściśla.
–Mójwieloletnimąż.Zachwiluniędosłowniebędziemiałsześćdziesiąte
urodziny.Mamwbiurkuprezentdlaniego!Tywiesz?…O,jagłupia!
Agatawstaje,wychodziiwracazchusteczkami.Podajemijeigładzimniepo
głowie.
30