Rozdziałpierwszy
Martaotworzyłafurtkęistała,niecierpliwieczekając,
ażrodzicejądogonią.
–Totutaj!–zawołała.–Numerczterdzieścidwa!
–Byłapewna,żezwnętrzadomudobiegająpiski
iszczekanieiniemogłasięjużdoczekać,kiedytam
wejdzie.
Rodziceznaleźlisięwreszcieprzyniej.
–Notośmiało,zadzwońdodrzwi.
Martausłyszała,jakwśrodkurozległsiędźwięk
dzwonka,poktórymnastąpiłwybuchgłośnego
szczekania.Potemsłychaćbyłotupotłapistukot
pazurów,ażwkońcucośuderzyłoodrzwi.Dziewczynka
odskoczyła,zaskoczona.
–Dżoker,odejdź!Jakmamotworzyćdrzwi,kiedy
jetarasujesz?–głosniebyłrozgniewany,sprawiał
raczejwrażenie,żewłaścicielkapsapróbujesięnie
roześmiać.–Awyteżwcaleniepomagacie!
Dodonośnegoszczekaniadołączyłchór
podekscytowanychpisków.Drzwiotworzyłysię
isympatycznakobietapróbowałapowstrzymaćistną
falębiało-czarnychszczeniąt,któretłoczyłysięujej
stóp.Obokniejsiedziałogromnyszary,kudłatypies.