Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
terminie.TerazbiorętaksówkęijadędoGadziejowic.
Proszęsięniedziwić.Niewiedziałamprawienicorodzinie
Rawskich.Choćzdawałamsobiesprawę,żeHelena
Rawskaniemiałarodzeństwa,nawetprzezchwilęnie
sądziłam,żeniktztejrodzinyjużnieżyje.Niewiedziałam
nawet,żeojciecHelenyRawskiejmiałnaimięTadeusz
iżezmarł.Wyprawiłampogrzebsynowiijegożonie
wWarszawiezwłasnychśrodkówiniepytałam,dlaczego
niktzRawskichnieprzyjechałnapogrzeb.Niemiałam
kogozapytać.Aleterazmuszęsiędowiedzieć,gdziejest
Marcinek.
Marawygłosiłatęprzemowę,kierującsiędodrzwi.
Powstrzymałyjągestymecenasa.
–Tylkojeszczechwileczkę.Więcprzejmujepani
opiekęnadMarcinemBłoniczem?
–Oczywiście.
–Przygotujęodpowiedniedokumentyiprześlęnapani
adres.Zmojejstronytowszystko,alepanibędzie
musiałajeszczezałatwićkilkaformalnościwsądzie
rejonowym.
–Alecozałatwić?–Marasięzatrzymała.
–Napiszętopaniwpunktach.Totylkoformalności,
alekonieczne,byMarcin,paniwnuk,niemiałpóźniej
kłopotów.
Maraskinęłatylkogłowąijużbyłazadrzwiami.
Notariuszdoszedłdowniosku,żepewnieMariaBłonicz
jesttrochęmłodsza.Takiegoprzypływuenergiinie
spodziewałsiępostaruszce.Gdyzamykałdrzwi,
sekretarkawkąciepodoknemmruknęłaniezadowolona,