Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
udowodniłaswojąwartośćiniezwykleimpomogła.
DopomarańczowychspodniLucywłożyła
przypominającąnamiotpodomkęwkolorachtęczy.
Naturalnewłosyukryłapodsiwąperukązlokami.
WłożyłastareokularypaniPflugerwczerwonych
oprawkach,którebyłytylkoniewielebrzydszeodjej
własnych.
–Tamstoimójbalkonik.–Staruszkawskazałakąt
salonu.
–Tosięnapewnonieuda–jęknęłaLucy.–Niktnie
uwierzy,żemamosiemdziesiątlat.
–Ściślejmówiąc,osiemdziesiątdwa–poprawiła
staruszka.
Dziewczynawsparłasięnapodpórkachizrobiłakilka
kroków,imitującpowolnekuśtykaniechorego
naartretyzminwalidy.
–Oniebiosa!–wykrzyknęłapaniPfluger.–Nie
mówciemitylko,żetakwyglądam,kiedyidę!
–Przesadzam–wytłumaczyłasięLucy,poczym
odwróciłasiędosąsiadkiiuścisnęłają.–Niewiem,jak
panidziękowaćzapomoc.
BryanukłoniłsiępaniPfluger,apotemwyprowadził
swojąpodopiecznąnazewnątrz,narampędlawózków
inwalidzkich.
–Pochylniecogłowę.O,właśnietak–wyszeptał.
–Świetniesobieradzisz.Gdybymniewiedział,
przysiągłbym,żejesteśczyjąśbabcią.
–Wrzeczywistościniemiałwątpliwości,żepodtym
brzydkim,pretensjonalnymubraniemkryjesię
szczupłe,mocne,młodeciało,którepodczasupadku
miałprzyjemnośćwstępniepoznać.