śmiać.Tymbardziejżejużterazwcalemidośmiechunie
było:nowaprzeszkoda,noweopóźnienie.
Alemimonajwiększegopośpiechuinajpilniejszych
nawetobowiązkówmusiałemsięzatrzymaćisłużyćswoją
pomocą.TakiejestbowiempierwszeprawoRuchu
Kosmicznego:użyczaćwszelkiejmożliwejpomocy
wszystkimpojazdomkosmicznymsygnalizującymawarię
lubniebezpieczeństwozałogi.
Zcichązatemrezygnacjąizwielkądokładnością
zatrzymałemsiętużprzysputniku,naktórymsiedziałten
dziwnyfacet.Wygramoliłemsięzeswojejrakietyi
możliwiegrzeczniepozdrowiłemgrubasa.
Przeszliśmynawspólnąfalęradiową.
—Cosięstało?—spytałembardzouprzejmie.—Iw
czymmogębyćpomocny?
—No,nareszciektośsięzdecydował—burknąłzłym
głosem.—Niemogłeśwcześniejsięzjawić,człowieku?—
dodałjeszcze.
Wyglądałonato,jakbymiałdomniejakieś
pretensje,żesamznalazłsięwgłupiejsytuacjina
dokładnieoznakowanymidziecinniełatwymtorze.
Poczułem,żetrochęblednęzezłości.Mu-siałemzedwa
razyodchrząknąć,żebymójgłosznówzabrzmiałmniej
więcejnormalnie.
—Przepraszamnajmocniej—rzekłemzachowując
nadalwielkąuprzejmość—aleniebyłemuwiadomionyo
pańskiejawarii.Samjestemwtrochętrudnejsytuacji,bo
muszęgonićswojąszkolnąwycieczkęi...
—Czekaj,czekaj!—spytałtamtenjużbardziej
łagodnie.—TotyniejesteśzKontroliRuchuanizestacji
awaryjnej?
Wyjaśniłemmuwkilkuzdaniachcałąswojąsytuację.
Widziałemprzytymdokładnie,żezakażdymmoim
słowemtamtemurobisięcorazbardziejgłupioiłyso.
22