Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kolejnednisąjakzimnyprysznic.Siedzęwrobocie
dosiódmej,ósmej,dziewiątejwieczorem.Analizuję
zaległeraporty,zestawienia,robięplannanajbliższe
tygodnie.Jednymsłowemzapieprzamijestemtak
zmordowana,żeniewiem,jaksięnazywam.
Mójkontaktzszefemograniczasiędowymianyparu
zdańwsłużbowymtonie.Główniekomunikujemysię
zapomocąe-maili,botegożyczysobieJan.Czasami
burkniecośpodnosem,gdyprzechodziobokmojego
biurka,rozsiewająctęswojąwońdrogiejwodykolońskiej.
Zastanawiamsię,czyonniemaprzypadkiemjakichś
problemówzaparatemmowy.
–Proszęnieużywaćemotikonówwe-mailach–rzuca
szorstko,mijającmojestanowisko.Nawetsię,cholera,
niezatrzymainiespojrzywmoimkierunku.
Bubek.
Mówisięemotikonek,sztywniaku.Onesąładne
isłodkie,ipowinnosięjenazywaćemotikonkami,anie
EMOTIKONAMI!
–Mapannamyślijakieśkonkretne?!–wołamzanim.
–Wszystkie.Proszęsięskupićnatreści.Emotikony
wybijajązrytmu.Niemamochotyczytaćtegotypu
wiadomości.
Ajamamochotęwybićcizęby,icotynato?Wtedy
przynajmniejbędzieszmiałnaprawdępoważnypowód,
żebysięnieuśmiechać,pieprzonyformalisto.