Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Zasprawąpucułowatejfizjonomiiiaurydobrodusznego
misiaczka,którąroztaczał,starszysierżantJerzy
Pozgonnybardziejniżtwardegostróżaprawaiokolic
przypominałKubusiaPuchatkatyleżebardziej
wspodniach.Problempolegałnatym,żebyłznatury
dośćoszczędnywsłowach,awkontaktach
międzyludzkichstawiałprzedewszystkimnapresję
niewerbalną.Wychodziłbowiemzzałożenia,
żewprzytłaczającejwiększościprzypadkówwystarczy
uważniesłuchać.Ludziemajątodosiebie,uważał
Pozgonny,żekiepskosłuchają,zatobardzolubiąmówić
izwyklemówiąchętniejiwięcej,niżpowinni.Wystarczy
daćimokazjęiprzestrzeń.Dlategozamiastnaciskać,
drążyćiprzypilać,jaktomieliwzwyczajuinniśledczy,
onskładałręcenabrzuchu,poczymprzystępował
doemanowaniaoczekiwaniami.Emanowałtak
iemanował,podrugiejstroniekonsternacjasięgała
zenitu.Fakt,byłatometodadośćczasochłonna,ale
prędzejczypóźniejnawetnajtwardsiodpalalinerwowy
monolog,gotowiwsypaćBoguduchawinnąmatkę
staruszkę,byletylkotenfacetzacząłznowumrugać.
dziw,żezastygłynasedesiedenatwczerwonych
mokasynachniezacząłsięprzednimtłumaczyć.
Niestety,dokładniesamąmetodęJerzyPozgonny
zwykłstosowaćnietylkowobecświadkóworaz
podejrzanychonajcięższeprzestępstwaprzeciwkożyciu
imieniu,aleteżwspółpracowników.Naprzykładżeby