Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Tak.AlekażenasiebiemówićZuza,nieZuzia.Wiesz,jestjużprze-
cieżzaBduzia”naZuzię.–Przewróciłoczami,aleniepotrafiłukryćczuło-
ści,kiedyoniejopowiadał.
Milenauśmiechnęłasię.
–Ailemalat?
–Wwrześniuskończyłatrzynaście.
–Wow,tojużnastolatka.
–Dokładnie.Małakobietka.Zaczynajużbyćwtakimwieku,żecoraz
mniejmaczasudlastarych.Wolispędzaćczaszprzyjaciółmi.Chybanawet
majakiegośchłopaka,chociażniechcemisiędotegoprzyznać.
–Pewniewolałbyś,żebyzostałaztobą?–domyśliłasięMilena.
–Jasne,żetak.–Jeremiwzruszyłramionami,wpatrzonywutrwa-
lonynapapierzefotograficznymkolejnypełenkontrastówmiejskikrajo-
braz.–Aledorastającadziewczynabardziejpotrzebujematki.Zresztąza-
pasowegotatęteżjużma.
–Jeszczeciędoceni–spróbowałagopocieszyć.–Zapasowytonie
tosamo.
–Nibynie.Mamtylkonadzieję,żemajużswójrozuminiedasobie
wmówićjakichśdziwnychrzeczy–mruknął.
–Napewnomaswójrozum.Przecieżjesttwojącórką.
Uśmiechnąłsię,milepołechtany.
–Pomnietoonamaurodę–rzuciłżartobliwie.Milenaodwzajem-
niłauśmiech.Przezchwilęzsympatiąpatrzyławjegooczy,zktórychjedno
byłopiwne,adrugie–zielone.Jeremiwziąłtozaprzyzwolenienacoświę-
cej.Delikatnie,nibyprzypadkiem,musnąłdłoniąjejpoliczek,ipowolina-
chyliłsiękuniej…
–Jerry,nie!–Odsunęłasię.–Niemogę.Przepraszam.
–Tojaprzepraszam.–Uniósłobieręceisięwycofał.–Obiecywa-
łem,żetonierandka,iniedotrzymałemsłowa.Sorry.
27