Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rudzielecdostałpośniadaniupapierosaikurzyłgosobiepowoli,przysiadłszyna
brzegupryczy.Byłzadowolony.Nocminęłaspokojnie,aresztancizachowywalisię
przyzwoicie,dalispać.Rudzielecnielubił,kiedygoktozaczepiałalbozadużomówił.
Denerwowałsięwtedyimógłdaćwmordę,cobyłowareszcieźlewidziane.
Nawidokporucznikauniósłsięzpryczy,grzeczniepowiedziałdzieńdobry.Azotox
przeznocpodziałał,możnawięcbyłobezwiększejobawyzaprowadzićaresztantanagóręi
posadzićzdrugiejstronybiurka.Papierosyleżaływtakiejodległości,żewystarczyłosięgnąć
ręką,coteżRudzieleczrobił,nieczekającnazaproszenie.Potemmogliniedać.
–Słuchajcie,Dąbrowiak–zacząłporucznik,podsuwającmuzapałki–opowiedzcie
jeszczeraz,jaktobyłoztąkoszulą.
–Zczym?
Rudzielecnaprawdęzapomniał,dlaczegozostałzatrzymany.Zdarzałosię,żezamykano
gobezpowodu,nzasamwygląd”,jaktłumaczonopóźniejkomendantowiczynaczelnikowi
wydziału.Lubiłwtedysłuchaćmocnychsłów,którepadaływjegoobronie,słów
podbudowanychprzepisamiprawnymiiosobistymtemperamentemwładzy.
Zkoszulą,którąpodobnoznaleźliściewśmietniku–cierpliwiewytłumaczył
Skowroński.–Byławwaszejteczce.
–Cholerskiłach–mruknąłRudzielecobojętnie.Spodobałmusięobrazek,wiszący
obokżelaznejszafy,byłtoładnywidoczek,chybajesień,bodrzewanamalowanożółtymi
czerwonymkolorem,aniebotakniebieskim,jakiegojeszczenigdyniewidział.
–Wiemy,ktojąwyrzuciłnaśmietnik–rzekłoficer,niespuszczającwzrokuztwarzy
włóczęgi.–Czywidzieliście,jaktobyło?
–Aha–odparłRudzielecinaglenastroszyłsię.Wciągnąłgłębokodympapierosa,
odkaszlnął,przetarłrękawemzałzawioneoczy.
–Widzieliście?–Skowrońskipochyliłsięwkrześle,aletwarzjegoniezmieniła
wyrazu.–Jaktenczłowiekwyglądał?
–Kto?
–Ten,którywłożyłdokubłakoszulę.Przecieżwidzieliściego.
–A,gdzietam!
Porucznikprzygryzłwargi.Nieznałtegołazęgi,niktgonieznałwkomendzieinie
wiedział,jakznimpostępować.
–Dąbrowiak,nieudawajciegłupiego!–krzyknąłostro.–Widzieliścieczynie?Bowas
przetrzymamdopółnocy.Alboidorana.Widzieliścietegoczłowieka?
–Niewidziałem–odparłRudzielecstanowczo.–Nikogo.Babamnieranozbudziła,
piesjejmor…–umilkł.Wiedział,żetuniepozwalająkląć.
–Skądwzięliściekoszulę?
–Zkubła.Leżaławgazecie.
–Ktoprzyniósłtęgazetę?
–Niewidziałem–powtórzyłzuporem.–Byławkuble.
–Skądmieliścieprzysobiestozłotych?
–Zbutelek.
–Gdziesprzedaliścietebutelki?
–Napunkcie.Jeszczewtamtenwtorek.Alboweśrodę…–Zastanawiałsiędłuższą
chwilę.–Amożewpiątek?
WgodzinępóźniejSkowrońskimiałdość.Albowłóczęgarzeczywiścienicniewidział,
albojestchytryimawtymwszystkimjakiśswójinteres.Takczyowak,należałogo
wypuścić,coteżzrobiłzpewnymociąganiem.Rudzielecprzyrzekłpierwszympociągiem
odjechaćdoRadomska,pożegnałsięzgodnościąiopuściłkomendę.
*
8