Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pożegnałemsięzgodnieztutejszymzwyczajem,aletylkodziecicoś
odmruknęły.Koledzyzklasyśmialibysię,gdybytosłyszeli.Worek
sportowynaramię.Szermierzetrenowalijeszczenapierwszympiętrze,
alewbudceportieraświeciłtelewizor,adozorcajużspał.Matla
mówiła,żebyłjejpacjentem.Matlazajmujesięnerwowymi,źle
sypiającymiludźmi,którzywstająoporanku,żebyzapalić.
Opowiadała,żebywajątacy,copalcemwywołująwymioty,ale
dozorcabyłnerwowywinnysposóbiniemiałproblemówzesnem.
Pięścidokieszeni,suwakdoust.Mójkumpelmaogromnepięści,
ajednakkoledzyzklasygobiją.Nigdyniemówiądlaczego,ale
myobstawiamynadwagęipiłkę.
Asfaltnazewnątrzlśnił,chociażniepadało.Prawieniebyło
samochodów,słyszałemszelestswoichspodni.Kilkakrokówdalej
zauważyłem,żegórnyłukkapturasięzapadł.Rozczarowałomnieto.
Wciążmusiałemprzynimmajstrowaćpalcami,żebystałtak,jak
powinien.Cokolwiekrobiłem,spadałminaczołoizasłaniałoczy.
Pieszoteżmogłemdostaćsiędoprzystankuautobusowego,ale
nadjechałtramwaj.Lubiębiegać.Takdługoobserwujęzbliżającesię
pojazdy,nadchodzimoment,żemuszęzacząćbiec.Jakośnie
przepadamzaczekaniemrazemzinnymi.Wostatniejchwili,kiedyjuż
słychaćdzwonek,skaczęzłupnięciem.Chciałbymumiećwnieść
zapachzimnamiędzypasażerów.Chciałbym,żebywidaćbyłomój
oddech.Dobrzeteżsięrozejrzeć.Jeślijestwolnemiejsce,walęsię
nanieizapieramkolanamiooparcieprzedemną.Jeślisiedzącatam
osobazwracamiuwagę,wtedyzdejmujęnogizeznudzonąminą,ale
bezprotestów.Tegodniateżbiegłem.Przyciskałemdłońdoserca,
żebyniewypadłmizkieszenizimnykluczdopustejszafki.Nie
oszczędzająckostki,wskoczyłemdotramwaju.Rozejrzałemsię.Widać
byłomójoddech.
Zbytszybkodotarłemnadworzecautobusowy.Odkiedy
goprzebudowali,nietrzebarobićtakwielkiegokrokuzkrawężnika,