Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Babkębowiemstaćbyłonawszystko.Inawetjejniepozorna,niegodnaherbu,tradycji
imajątkuśmierćnieprzekreśliłaprawdygłównej:byłatokobietaoniewątpliwych
znamionachwielkości.Samababkawiedziałaoswejsilenajlepiej.Itawłaśniewiedzadawała
jejnieustannąiniezachwianąpewnośćzwycięstwanadkażdym,nadkażdąiwogólezawsze!
Owowspaniałezaufaniedosiebiesamej—doswejniespornejznajomościBoga,świata,
życiailudzi.
AlbowiembabkinieumiałzwyciężyćnawetsamPanBóg.TenżePanBóg,którego
przecieżsamastarałasięczujnie,choćniebezoschłości,szanować.
Rodzajkrótkiej,wstępnejwalki—araczejbitwy—rozgrywałsiękażdego
sobotniegopopołudniaitrwałpoprzezwieczórinocażdoniedzielnegoporanka.Cosobotę
babkaprzystępowaładospowiedzi,więcnictegopopołudnianiezmusiłobyjejdogrzechu,
dopodniesieniagłosulubrękinaosobyiprzedmiotynajbardziejwinne.
Babkacichłai—jakmawiałzeswymnieprzytomnymwzruszeniemdziadek—
zamykałasięwsobie.
—Chwilapokory,Henryczku—uśmiechałsiędosiebiedziadek—chwilareligijnej
ciszyipokory,mójwnuku,jestdlanaspięknymwzoremiprzykładem.Winniśmyrównie
gorącojakonaczcićiwielbićStwórcę.
SamzresztąspędzałsobotniepopołudnienaszachachwKawiarniAngielskiej—
wracałpóźniejniżzwykle,uśmiechałsięszerzejniżzwykle.Mimotowieczorybyłyciche.
Babkajednaknieumiałaulegaćżadnemuzludzkichiponadludzkichautorytetów—
komunięprzyjmowałanadziesiątówce,głódzaś,którypsułjejcaływczesnyranek,objawiał
sięnatychmiastpopowrociedodomuwspaniałymwybuchem:
—Śniadanie!—krzyczała.—Czyniemogęrazwreszciedoczekaćniedzieli,którą
bymmogłanazwaćspokojną?Henrykjeszczenieubrany!FajkaAntoniegośmierdziwcałym
domu!Podkredensemświństwo,wcałymdomusmródignój!
Awięctakżewtychwysokichregionachodnosiłazwycięstwo,bezżadnegowahania.
Dziadeknawetnieśmiałwtedyzająćsięswymidalekimimyślamiiuśmiechami.Rozcierał
dłoniezszybkąpokorąipełenwzorowejdyscyplinypowtarzałostatniesłowozkażdego
zdaniababki.
—...ubrany...wdomu...świństwo...gnój...
Babka,znówwielkaizwycięska,szładopokojuwujaAntoniego,bymuwyjaśnić,że
jeślichcepalićfajkę,topowinienmiećprzynajmniejtyleszacunkudlamatki,bywychodzić
nadwór.Wujczasemtylkomilczałzadrzwiamiswegopokojuzamkniętyminaklucz.Wtedy
dostawałosięHenrykowi,najczęściejzaśstarejHani,służącej.
—Podkredensemświństwo!Naszafieażczarno!
—...czarno—kiwałgłowądziadek.
Henrykzapamiętałsobiebabkęjakoczłowieka,któryżyjestojącoichodząco.Była
wyższaodwszystkichdomowychnietylkowprzenośnymsensie—byławysoką,czarno
ubranąkobietąozwięzłejtwarzyirównieżzwięźleczesanychwłosach.Siwa,sucha,prosta.
Wgniewiejejtwarzścinałasięwostrezmarszczki.Jużtobyłokrzykiem.
Tak!Babka,nawetpatrząckugórze,patrzyłazgóry.Ktokolwiekwięcpróbowałznią
walki,uchodziłwjawnymlubskrytympopłochu.PrzecieżnawetPanuBogunieudawałosię
zwycięstwonadjejniezłomnąduszą.
Natakimtledziadekbyłprzybyszemnieztegoświata.Poprostuwyprowadziłsiędo
innegowymiaruniżten,wktórymzniszczyłabygobabka.Żyłwświeciedoskonałym:
uśmiech,zamyślonemilczenie,aksamitnabonżurkaemerytowanegowicedyrektorabanku,
filcowehaftowanepantofle.
Właśniechoćbyto:gdyprzezpokojeszłababka,każdykrokstukałkorkamibutów,aż
ścianyniosłyecho—dziadeknatomiasttylkoskrzypiałparkietem.Dyskrecja,ufnośći
tkliwość,otosmakijegożycia.Tuteżprzyczynatakzdumiewającegofaktu,żesłowababki
5