Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Takmniewkurwia,żeniewiem!zaśmiałsięgło-
śno,maczającdłońwmiseczcezwodą.
Jeskezawtórowałmuśmiechem.
Rozdział3
Środa
Sokółsiedziałprzyogromnymstole,zdecydowanie
zadużymnajegopotrzeby,nawetuwzględniającgości,
którychczasamidosiebiezapraszał.Mimoniedopaso-
wanychrozmiarówmebelkomponowałsięzwnętrzem.
Niemogłobyćinaczej,blatzostałwykonanyzcegieł
zodzysku,obitydębowymideskami,zaśfunkcjęnóg
pełniłkawałekstaregosłupaenergetycznego.Oparł
nanimłokcie,położyłbrodęnadłoniach,zacząłtępo
wpatrywaćsięwpanoramiczneoknowstawionemię-
dzywielkiestalowesłupy,pozostałośćpodawnejprzę-
dzalni.Lofkupionykilkalatwcześniejpookazyjnej
cenie,raziłsurowościąwykończenia,alejednocześnie
miałwsobieniepowtarzalnycharakter,którywłaści-
cielowipasowałzewszechmiar,jegoobecnejpartnerce
niestetydużomniej.
SaraSokółwestchnął,bełtającłyżkąwmlecznej
zupie,dawnowystygłej.Nałożyłporcjędoust,wzdry-
gnąłsięnerwowo.Zupyjadałtylkogorące,mleczna
niebyłatuwyjątkieminawetgłódniemógłzmienić
zwyczaju.Odkładającnaczyniadozlewu,zahaczył
onarożnik,zamachałtalerzemniczymkelnertacą,tyle
żezdużogorszymefektem.Klnącjakszewc,zabrałsię
zawycieraniezpodłogirozlanegomleka.
22