Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
BuenosAires,Puertonuevo,DársenaB.
1
19czerwca1935
Patrzpan,toon!wykrzykujemojezataczającesię
nieszczęście.
Patrzęzachwiejnympaluchem.Stoitamwdeszczu
smutny,towarowyokrętpopielategokoloru.Złoteliterki
„Orient”tkwiąnajegodziobiewzawstydzonejironii.
Tomój...kochany...jananim...powiezie!
Tenjegomośćzwisaminarękujużodgodziny,
tojestodchwili,kiedywyszliśmyzpewnegobaru
naLeandroAlem.Siedziałgdzieśwkącieprzyolbrzymim
kuflupiwaipodskoczyłdomniewchwili,kiedy
rozmawiałemprzeztelefon.
Panie,panPolak?!Jazarazodjeżdżam,apanPolak!
TobyłwłaśniepanDe,rodak,któregolekkomyślnie
zgodziłemsięodprowadzićdoportu.Byłomiwprawdzie
podrodze,bowtymwłaśnieporciestałtakżeimójokręt,
którydziśmiałodjechaćwdalekąpodróż.Przezcałą
chwiejnądrogętowarzyszmójmówiłojakichś
„świętychdrzewach,łechcącychniebiosa”,otym,
że„istniejejakiśspecjalnywichersłoneczny”.Przystawał
cochwilaidłoniązdawałsięobmacywaćniewidzialne
kształtyidopierowjegookrzyku:„Patrzpan,toon!”
odsłoniłsiętrafnaszejprzynależnościnadninastępne.
Boijatakżemamjechaćna„Oriencie”.Kiedy
mutopowiedziałem,niezdziwiłsię,tylkomruknąłcoś
wrodzaju:zapisanotowprzeznaczeniu...Wspinającsię
naokrętpowąskichschodkach,musiałemwziąćnasiebie