Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
jedenastegokwietnia,inasdwiejadącejednokonnymwózkiem
–cieszącesięjakdzieci!Namałejpolance,otoczonejbrzozami,które
jużsiępokrywałyzielonąmgłąmłodychliści,miejsceprzyszłejchaty
byłojużwymierzoneiwyłożonekawałkamicegieł–napolancemiał
stanąćkrzyżzMękąPańską–wszystkobyłojużobmyślone,aletylko
wprojekcie.
„Obiecałamcieśli–mówiłamiRodziewiczówna–żeponad
umówionącenędostanie25rs,jeżelinamchatępostawiwe2tygodnie;
zobaczysz,żebędziegotowa”.
Umówiłyśmysię,żeściślezadwatygodnieprzyjadę;zawodunie
zrobiłamiznowujechałyśmywózkiemnaładowanymzapasami
ipotrzebnymdrobnymsprzętem,naobjęciewposiadanieupragnionej
chaty.PrzywiozłamzesobąobrazekMatkiBoskiejzJasnejGóry,
znalezionywsprzedanejjużwilliwBrindisi,gdziepowstałpierwszy
projektleśnejchaty,zwielkimprzejęciempowiesiłyśmygonaścianie,
oddającmuwopiekęnasząchatęiwzięłyśmysięzzapałem
dourządzaniaizby.Głównesprzętyjużbyłyustawione,tapczany
dospania,stółiławkizpięknychjesionowychdesekitd.,ściany
ozdobiłyśmybarwnymitkaninamiipozjedzeniuzwielkimapetytem
sporządzonejnaprędcekolacjiusiadłyśmynaproguchaty,odpocząć
potrudachicieszyćsięcałąduszątymzdobytym,nowym,wyśnionym
gniazdem.
Wokołonaszapadałcichy,wiosennypoleskiwieczór;drobnabrać
ptasiaodśpiewałaswójwieczornypacierz,napobliskichłąkachgrała
żabiakapelaiwabiłosiębłotneptactwo,amyśmysiedziałyzasłuchane
izapatrzone,jaktenpierwszywieczórślicznieopisuje
RodziewiczównawswoimLecieleśnychludzi.
Iodtądażdowojnytachatastałasięczęściąnaszegożycia;ile
razymogłamprzyjechaćlatemdoHruszowej,tośmymałoczasu
spędzaływHruszowej,alejaknajprędzejruszałyśmy