Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Duduśpozwalawyprowadzićsięnakorytarz,zawieszamętny
wzroknabrudnejścianie.Poruszasięniepewnie,jakbywciągu
kilkunastuostatnichminutpowietrzezmieniłogęstość.Włazience
długowpatrujesięwewłasneodbicie,wkońcuwypluwawlustro
zdziwione:
–Jażyję.JAżyję.
Toprzywracagoświatu.Terazpozostajejużtylkoopanowanie
krótkiego,suchegopłaczuidygoturąk–iwracanakorytarz,próbuje
odnaleźćzłudzenie,żenadczymkolwiekpanuje,chcestrząsnąć
zsiebieupiorneuczucie,żecościężkiegocicho,lecznieodwołalnie
domknęłosięponadjegogłową.Muszęsobietowszystkoułożyć,
mamrocze,muszęsobietowszystkoułożyć,natychmiast.
Zacznijmyodtego,żewogóleniepowinnogotubyć.Przecież
definitywnierozstałsięzMalwiną,niemielizesobąkontaktu
odkilkunastudni.PodzieliłichSmoleńskitopodzieliłbardzo
radykalnie,rana,którąmuzadała,wydawałasięzbytgłęboka,
poczuciezdradyzjejstrony–zbytsilne.Alegdyzadzwoniła,nawet
niepróbowałsamczychgierek,odebrałpopierwszymsygnale.
Nadciągnęłaostatecznaplajta–tylezrozumiałzjejchrapliwego
bełkotu.Zastałjąleżącąnapodłodze,półprzytomną,wijącąsięzbólu.
Wezwałpogotowie.Zapytał,dlaczegoonategoniezrobiła.
Wymamrotała,żeniepamiętanumeru,żepotrzebujejego,Dudusia,
obecności.Niewpadałwpanikętylkodlatego,żenieporazpierwszy
ratowałjejżycie.Miałacukrzycęjużtrzylata,przeztenczas
czterokrotniedopadłyjąśmiertelnieniskiecukry,czterokrotnie
wywlekałjązzapaści.Aletymrazembyłoinaczej,nietak
gwałtownie,alejakbybardziejradykalnie,wszechogarniająco.Gdy
zapytał,cojejjest–jakośniepotrafiłznaleźćlepszegotematu
napodtrzymującążycierozmowę–odpowiedziałaniewyraźnie,
żeodparudnijejcukryszalejąionaniepotrafinadnimizapanować.
Oczywiście,nawetnietrudziłsiędociekaniem,czypiła.Agdy
zapytałaotoratowniczka,odpowiedziałszybko,zanimMalwina
zdołałabywybełkotaćjakieśkłamstwo,żetak,żepiła,żeodlat
nadużywa.Ratowniczkanieskomentowała,lekkoskinęłagłową.
Gdyprzyjechalinaizbęprzyjęć,Duduśbyłprawiespokojny.