Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mocniejSanchoimrużyćoczyodświatłaniczymmłoda
sowa.
Chodź,dziecko.Biegnijcieprzodem,dziewczynki.
Podgrzejcierosółinalejciewodydoczajnika.Jazajmęsię
chłopcemzarządziłapaniMoss,odsyłająccórki.
Następniesprawdziłapulsswojegonowego
podopiecznego.Przyszłojejnamyśl,żemożebyćchory
iniedaradydo​trzećdodomu.
Jegodłońbyłabardzochuda,aleczystaizimna,aoczy
choćpu​steiwy​głod​niałeniewy​glą​dałynamętne.
Jestemodrapany,aleniebrudny.Myłemsięwczoraj
wdeszczówceiżetakpowiem,ostatniożyjęnawodzie
postanowiłwyjaśnić,zastanawiającsię,skądtoczujne
spoj​rze​niepaniMoss.
Po​każję​zyk.
Po​ka​zał,aleszybkogoscho​wał,żebydo​dać:
Choryteżniejestem,tylkogłodny.Odtrzechdninie
jadłemnicoprócztego,coprzynosiłmiSancho,azawsze
sięznimdzielę,prawda,psino?
Pudelszczekałprzenikliwieikręciłsięmiędzyswoim
panemadrzwiami,jakbywszystkodoskonalezrozumiał
ichciałjaknajszybciejdotrzećdobezpiecznejprzystani,
gdzieznalazłobysięporządnejedzenie.PaniMoss
zwróciłauwagęnasubtelnąsugestięipoleciłachłopcu
za​braćcałyswój„do​by​tek”,za​nimru​sząwdrogę.
Niemamwłaściwienic.Jakieśopryszkizabrały
mitobołek,inaczejniewyglądałbymtakźle.Jesttylkoto.
Głupiomi,żeSanchojezabrałioddałbym,gdybym
wiedział,dokogonależyodparłBen,demonstrując
nowewiaderko,którewyciągnąłzgłębinswojego
tym​cza​so​wegolo​kum.
Ach,widzisz,taksięskłada,żejestmoje.Aciebie
zapraszamnapoczęstunek,którychętniepodkradałtwój