Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mocniejSanchoimrużyćoczyodświatłaniczymmłoda
sowa.
–Chodź,dziecko.Biegnijcieprzodem,dziewczynki.
Podgrzejcierosółinalejciewodydoczajnika.Jazajmęsię
chłopcem–zarządziłapaniMoss,odsyłająccórki.
Następniesprawdziłapulsswojegonowego
podopiecznego.Przyszłojejnamyśl,żemożebyćchory
iniedaradydotrzećdodomu.
Jegodłońbyłabardzochuda,aleczystaizimna,aoczy
–choćpusteiwygłodniałe–niewyglądałynamętne.
–Jestemodrapany,aleniebrudny.Myłemsięwczoraj
wdeszczówceiżetakpowiem,ostatniożyjęnawodzie
–postanowiłwyjaśnić,zastanawiającsię,skądtoczujne
spojrzeniepaniMoss.
–Pokażjęzyk.
Pokazał,aleszybkogoschował,żebydodać:
–Choryteżniejestem,tylkogłodny.Odtrzechdninie
jadłemnicoprócztego,coprzynosiłmiSancho,azawsze
sięznimdzielę,prawda,psino?
Pudelszczekałprzenikliwieikręciłsięmiędzyswoim
panemadrzwiami,jakbywszystkodoskonalezrozumiał
ichciałjaknajszybciejdotrzećdobezpiecznejprzystani,
gdzieznalazłobysięporządnejedzenie.PaniMoss
zwróciłauwagęnatęsubtelnąsugestięipoleciłachłopcu
zabraćcałyswój„dobytek”,zanimrusząwdrogę.
–Niemamwłaściwienic.Jakieśopryszkizabrały
mitobołek,inaczejniewyglądałbymtakźle.Jesttylkoto.
Głupiomi,żeSanchojezabrałioddałbym,gdybym
wiedział,dokogonależy–odparłBen,demonstrując
nowewiaderko,którewyciągnąłzgłębinswojego
tymczasowegolokum.
–Ach,widzisz,taksięskłada,żejestmoje.Aciebie
zapraszamnapoczęstunek,którychętniepodkradałtwój