Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
3
–Możebezpieczniejbędzie,jeślipaniąodprowadzę?
–zaproponowałJulian,kiedyrazemzMadziąwyszli
zapteki.DorożkaodwożącapannęTańskąjużnikła
wemgle.Głosmulekkodrżał,nerwowozaciskałdłonie.
Magdalenadostrzegłatoistraszliwepodejrzenie
eksplodowałowjejgłowie!Atakwzasadzie,toskądsię
wziąłtaknagletużobok?Czytomożliwe,żebytowłaśnie
onpopchnąłpannęTańską?Spojrzałanajegowiotką
wysokąpostać,najasnątwarzozdobionąnieśmiałym
uśmiechem.Nieuspokoiłojejto.
Złoczyńcyniemająnafizjognomiiwypisanychswoich
podłychzamiarów–myślałaiczuła,jaknogijużgotują
siędoucieczki.
–Jadziękuję,toniedaleko–odpowiedziałainie
czekającnajegoreakcję,puściłasiębiegiemLesznem
wkierunkuplacuBankowego.Chybajejniegonił,bonie
słyszałajegokrokówzasobą.Alektowie?Może
totamgłataktłumiławszystkiedźwięki?Możeniknęły
wodgłosachkrokówinnychprzechodniów?Tujużbyłoich
więcej.Śpieszyligdzieśpanowiewpaltotachicylindrach,
pewnieurzędnicypobliskiegobankualboKomisji
RządowejPrzychoduiSkarbumieszczącejsię