Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sprawowaćażdokońcalisty.
***
WponiedziałekranoSawickizameldowałsięwkancelariiHeleny.
Biuromiałaurządzonewmieszkaniuwykupionymprzygłównejulicy.
Dzieńbył,nawetjaknaczerwiec,upalny.Błękituniebaniemąciła
żadnachmurka.
Poszedłtamnapiechotędlatego,żepopierwsze—postanowił
więcejchodzićnapiechotę.Podrugie—miałzdomublisko.Po
trzecie—miałzkancelariibliskodokomendy.ZresztąwKoszalinie
wszędziebyłoblisko.Ataknaprawdętotoyotaniedałasiędziśrano
uruchomić.
Przywitałagogorącąkawąibezsłowawręczyłakilkustronicowy
pozew.Przeczytałgowmilczeniu.
—Ico?—zapytał.
—Nic.Musiszsiębronić.
—Przedczym?Mamrozwódbezorzekaniaowinie,całymajątek
zostawiłemjej.Pospłacałemwszystkiedrobnedługi,jakiemieliśmy
wspólnie.Płacęalimentynastudiującegosyna.
—Jakwidzisz,gównojątoobchodzi.
—Przecieżtooczywiste,żemnienatoniestać.Jakodliczęzmojej
pensjitealimenty,kosztywynajmuiutrzymaniamieszkania,to
pozostajemiokołotysiącazłotychnabieżącewydatki,włącznie
zutrzymaniemsamochodu.Tojakmogęjejpłacićtysiącpięćset
złotychmiesięcznie?
—Oczywistetojestdlaciebieidlamnie.Imożejeszczedla
wszystkichludzi,którzymającośwspólnegozlogiką.Aleniedla
sądu.
—Tychybażartujesz?
—Nieżartuję.Pracujęjużponaddwadzieścialatwtejbranżyiim