Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Końcówkaletnichdni.Słońcebiłopooczach,ale
Ludwikowiwiałopokostkachlodowatepowietrze.Był
tojedynydyskomfort,jakiodczuwałwtymmomencie.
Skórzanelakierkiikrótkieczarneskarpetki,bonigdy
niezakładałdługichskarpetdospodnisiedemósmych.
Sweter,marynarka.Szyjęmiałowiniętąprzyjemnym
wdotykuczarnymszalikiemtermicznym.Dłonie
Ludwikabyłylekkozmarznięte,aleprzezlatadotego
jużprzywykły–wkońcuktopalipapierosy
wrękawiczkach?„Byćmożetojakiśplebejski,
robotniczyzwyczaj?”–zastanowiłsię.Mógłtylko
domniemywać,nieznałprzecieżżadnychrobotników.
Dotejporyobywałsiębezkontaktuznimi.Mieszkanie,
którewynająłnaŻoliborzu,znajdowałosię
wprzedwojennymWSM-owskimblokui,pókico,nicsię
wnimniepsuło.„Byćmożenadejdzieczas
konfrontacji...”–pomyślałLudwik.
–Nadczymterazpracujesz?–zapytałożywiony
Kostek.
–Wiesz,niemamwłaściwienicdopowiedzenia.
Pracujęcałyczas.–Ludwikwzruszyłramionami,
nerwowobłądzącwzrokiempofilarachkawiarni
naPlacu.–Prozażycia,myślenie.Monotonia.Każdy
dzieńupływataksamociężko,naciężkiejpracy.
–No,alenadczympracujesz?–Kostekniedawał
zawygraną.ByłprzeciwieństwemLudwika,wiecznie
zadowolonymniewiadomozczegomężczyznąsporo
potrzydziestce,starszymzresztąodLudwika
oparęnaścielat.
Mówiononamieście,żetanadpobudliwość
ientuzjazmsąobjawemnieodwracalnychzmian
wmózgu,którychnabawiłsięjakonastolatek,jedząc
bieluńdziędzierzawęzuzdrowicielem,doktórego