godozjawiskowejbrunetki.Wpewnejchwili
dziewczynaobróciłasięwtańcuiporazpierwszyujrzał
jejtwarzwkształcieserca,dużeciemneoczy,
olśniewającopiękneusta.Koleżankapowiedziałacoś
doniej,adziewczynaodrzuciłagłowędotyłu
iroześmiałasię,odsłaniającrównebiałezęby.
Aaron,zawszetrzeźwomyślący,zawszeopanowany,
zapomniałoTimie.Zapomniał,dlaczegotujest.
Zapomniałowszystkimzwyjątkiembrunetki
wczerwonejsukience.Wstałiruszyłwjejkierunku,
niczymćmalecącadopłomienia.
Niedbałoto,żemożesięsparzyć.
–Jesteśnajlepsząprzyjaciółkąpodsłońcem,wiesz?
–JoniuścisnęłaBailey.–Kochamcię.
–Jaciebieteż.
–Miałaśrację.Tanieciszampan.Tegomibyłodzisiaj
potrzeba.
Dzisiejszywieczórplanowałaspędzićwłaściwie
podobnie,chociażwinnymstrojuiprzyinnejmuzyce.
Zamiastczerwonejminimiaławłożyćbiałąsuknię
zlejącegomateriału,azamiastsprzyjającej
wytwarzaniuendorfinsalsymiałatańczyć
romantycznegowalca.
–Rację?Jasne,żetak.Jestemlekarką.Aruch
tonajlepszelekarstwonawszelkiedolegliwości.
–Twierdzispecjalistkaodmedycynysportowej
–ześmiechemzażartowałaJoni.–Niejesteś
bezstronna.
–Aletoprawda.Mogęzacytowaćtyleprac
naukowychnatentemat.–Baileyszerokorozpostarła