Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
MaciejŚlużyńskiRW2010PRZYPADKOWYDETEKTYW
tychświatełtutajwogólebyniebyło.Wedługwszystkichznakównazieminaniebieznaków
brakowało,bozasnuwałyjeciężkie,brudnechmury,zktórychsypałojakkoziezdupymiałem
przedsobąstanicęnPodLawiną”.Niewidziałemnaturalnieszyldu,niewtychwarunkach,aletopo
prostuniemogłobyćnicinnego.Tutajniebyłonicinnego.
Doceluzostałomizestometrów,kiedynaglepowietrzezamoimiplecamidrgnęło.Raz,
apotemdrugi.Razzlewej,azarazpotemzprawej.Odruchowoobejrzałemsięzasiebie.
Kurwapowiedziałemdośćgłośno.Wnarastającymszumieitakniktbymnienieusłyszał.
Mogłemkląć,ilewlezie.Achciałemsiętylkooderwaćnaparęgodzin…
Zamoimiplecamigóry,syczącitrzeszcząc,ruszyłyzmiejsca.Zdwóchmiejsc,dokładniej
mówiąc.Najpierwmajestatycznie,powoli,alezkażdąchwiląnabierającrozpędu,szłyprostona
mnieinapołożonyponiżejnostatniprzyjaznydom”.Dwielawiny,prawierównoleglezmierzające
wmoimkierunku.Iwkierunkuschroniska…
Przeszedłemnabackside,żebyodbićtrochęwlewo,niebaczącnauszkodzonąlistwęizrypa-
nyślizg,którywproteściezachrobotałnalekkozmrożonymśniegu.Taśmaprawienatychmiastsię
odlepiła,alejakimścudemsamalistwazostałanaswoimmiejscu,możewciśniętaprzeznapórpod-
łoża.Pokolejnychdwudziestumetrach,kiedynabrałemprędkościinaprawdęsiębałem,żezarazta
nieszczęsnalistwawyrwiesięzmięsemalboodegniepodtakimkątem,żewbijesięwśnieg,wysa-
dzającmniezwiązań,ostrymskrętemprzeszedłemnafrontside.Mocnodepnąłemnaprzednią
nogę,pochyliłemsięwprzódizszedłemdoniskiegopółprzysiadu.Spoddeskiprzyzwrocietrysnę-
łafontannaśniegu,ajajednym,ostrociętymskrętem,sypiącnapełnejprędkości,wyminąłemstani-
wodległościparumetrówodjejlewejściany.Zauważyłemwielkiesoplezwisającezdachunad
niewielkimtarasem,balkonemwłaściwie,położonymnanajwyższympiętrze,dwarozświetlone
oknaponiżejiczteryoknanaparterze.Minąłembudyneknapełnejprędkości,wjechałemnanie-
wielkiplacyk,pełniącyfunkcjępodwórka,gdziepięćczysześćmetrówodrogudomuzauważyłem
małepodwyższenie,takiwiększyganek,imaksymalnieostrymskrętemnasamychpalcach,stawia-
jącdeskęprawiepoziomodostoku,wyhamowałem.Dokładnienawysokościtegożganku,jakieś
kilkakrokówodniego.Azarazpotempadłemnatwarz.Trochęnaręce,aletwarzmiałaniestety
bliżejdopodłoża.Zdecydowaniebliżej.Walnąłemtak,żemigoglepękły.Odziwookulary,któ-
remiałempodspodem,niewbiłymisięwgałkioczne,couznałemzakolejnyłutszczęścia.
Siłauderzeniawycisnęłamizpłuccałepowietrze,ażebraiprzeponaniemalnatychmiastod-
mówiłydalszejwspółpracy.Leżałemwięcizdychałem,niemogączłapaćoddechuiliczącwskry-
tościducha,żebudynekosłonimnieiochroniprzedzasypaniem.Nigdywżyciuniebyłemprzysy-
panylawiną,aleniemiałemwątpliwości,żebymisiętoniespodobało.Niepozwolęsięzasypać
takżedzisiaj.Możejutro;dzisiajnapewnonie.
Naglepoczułem,jakcośunosimniewgórę.Toznaczypróbujeunieść.Daćsięporwaćlawi-
nietokiepskierozwiązanie,więcwczepiłemsiępalcamiwzmrożonyśniegizaparłemdeską.Iwte-
dy,tużprzyuchu,usłyszałemjakbyśpiewanioła.Głosniecoschrypnięty,alesłowaprzecudne:
Kurwa,puśćsię,człowieku,bocięniedźwignę!
Puściłemsięijużpochwilistałemprzedjakimśfacetem.Miałmetrdziewięćdziesiątwkape-
luszu,tyleżeniemiałkapelusza,tylkokrótkoprzystrzyżonegojeża.Inajbardziejidiotycznyswe-
ter,jakiwżyciuwidziałem,znajbardziejszkaradnymireniferaminaświecie,któremiałemmniej
więcejnawysokościtwarzy.Tochybawłaśnietereniferymnieuratowały,bonaichwidokparsk-
nąłemśmiechem,organizmzlekkasięrozluźniłizłapałempierwszyodupadkuhaustpowietrza.
Przezchwilędyszałemjakparowóz,wreszciewystękałem:
Dzięki,brachu,życiemiuratowałeś.
Zarechotał.
Bezprzesadyrzuciłniedbale.Alechodźdośrodka,bonaszasypie.
10