Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
Eliza
Teresaprzysłałapomniekierowcę.Jechałamczarnymlśniącym
suwem,którywyglądałjakośdziwnieznajomo,aleniemogłamsobie
przypomnieć,skądgokojarzę.Wogóleniebyłamzaskoczona,
żejedziemywkierunkupodmiejskim.Natomiastbyłamtotalnie
zszokowana,kiedydostrzegłamdommłodego.Kierowcazaparkował
naodśnieżonymiwyłożonymkostkąpodjeździe.Wysiadłam
zsamochodu,naciągająckapturpłaszczanagłowę.Zsinegonieba
spadaływątłepłatkiśniegu,któremiałysiępochwiliroztopić.Szofer
wyciągnąłmojąwalizkę,dyszącciężko.
–Poradzęsobie–oznajmiłam.–Dziękuję.
Podrodzeopowiedziałmiotym,żemaproblemzkręgosłupem
iogólniejestnazwolnieniu,alepaniTeresapoprosiłagoopomoc.
–Powodzenia.–Wyszczerzyłsię,oddalającsięwstronęswojego
samochodu.
Omiotłamspojrzeniemnowoczesnąrezydencjęzodnowionejcegły,
podświetlonąprzezreflektory.Najprawdopodobniejbyłtomłyn
zaadoptowanynacelemieszkalne.Dorozległegobudynkudodano
wielkieprzeszkleniaiefektownytaras.Nieźle.Naprawdęnieźle.Przy
tarasieznajdowałsięletnibasen,któryterazbyłwyłączonyzużytku
izasłoniętypokrywą.Mogłamsobiebezproblemuwyobrazić,jak
latemstojątuleżakiiparasole.
Tęnowoczesnąrezydencjęotaczałsurowyogródterazprzykryty
warstewkąśniegu,któryitakmiałzarazstopnieć.Przytulneświatło
dobiegającezwewnątrzzachęcało,bywejśćdośrodkaiogrzaćsię