Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gówchoćodrobinępozytywnegonastawienia;zpozoro-
wanąnonszalancjązaplótłramionanapiersi.–Aleczuję,
żemusibyćjakiśsposób.Wkońcusobieprzypomnę,obie-
cuję.
–Dobra,dobra.–Karotenskrzywiłsięniecierpliwie.–
Zanimcięolśni,musimygdzieśmieszkaćicośjeść.Trze-
baznaleźćludzi.
Szuflanaglesięwyprostowałiwspiąłnapalce.
–Tam!–wskazałnawprostwyciągniętymramieniem.
Ponadgrzbietyodległychzaspwzbiłasięchwiej-
nasmużkadymu.Obserwowalijąprzezjakiśczaswnapię-
ciu,bojącsię,żezniknie,alejasnekłębywciążwzlatywały
ukosemwniebo.
–Ktośrozpaliłognisko–odezwałsięwreszcieszczy-
piornista,rozdymającnozdrza,jakbywęszyłpieczone
kiełbaski.
–Natakimpustkowiu?Ktotomożebyć?–Karoten
skrzywiłsięsceptycznie.
–Napewnonieharcerze.–Pawianzdecydowanym
krokiemruszyłnaprzód.–Chodźmytosprawdzić,chyba
żemaciecośpilniejszegodoroboty.
Śpieszylisiębardzo,bosłońceopadałocorazniżej
inawschodziepośnieguzaczynałyjużpełzaćcieniewie-
czoru,leczimbliżejbyliniewidocznegozzabiałychzwa-
łówogniska,tymstaranniejzachowywaliciszę.Wolelinie
ujawniaćprzedwcześnieswojejobecności,dopókinie
przekonająsię,zkimmajądoczynienia.
Wczołgalisięwreszcienaostatniepasmozasp,ostroż-
niewystawiligłowyponadichkurząceśnieżnympyłem
grzbiety.
Pośrodkuniewielkiejkotlinkiotoczonejpierścieniem
niskichwzgórzzobaczyliprymitywneobozowisko.Ogień
40