Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Toznacznierozsądniejszeniżsamowolnerozbijanie
biwakupośrodkulasu.Jednaktaokolicazdawałasię
całkowiciezapomnianaprzezludzkość.Niebyłożadnych
aut,parkingówaninawetznaków.
–Jakiśczastemuwybrałemdrobnyskrót–przyznał
ojciecchłopców.–Sądziłem,żetadrogapoprowadzinas
prostokuobozowisku…Przedlatyjechałemtędy
zeswoimtatą.
–Ale…Jestjakieś„ale”,prawda?–dopytałRoman.Cały
czasniespuszczałzoczuprzerażającegorowerzysty.
–Znamcię,tato.
–Możeniecosięzgubiliśmy.Zarazodnajdęwłaściwą
drogę.Obiecuję.
Romansięskrzywił.Ewazmarszczyłaczołoipoprawiła
kucyk.