Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Bieszczady,Wetlina,2004rok
Niepowinnaśtylepić.Nieszkodacizdrowia?
–Przyganiałkociołgarnkowi!–zripostowałaBarbara,uzupełniając
szklankękolejnąporcjąwódki.
Wychyliłyszkłoniemaljednocześnie.Zrobiłosięjużpóźno.
Zwierzętaspałypoddrzwiami,pomrukująccicho.Przytulonedosiebie
ciepłymifuterkaminiereagowałynaludzkiegłosy.Chłódrozpanoszył
sięwchacie.Przeznieszczelneokna,wktórychwisiałyjakiejśszmaty
pełniącefunkcjefiranek,wdzierałysiępierwsze,zimnepodmuchy
wiatru.Cienkie,pomalowanenazgniłykolorścianyzaczynały
przemarzać.Byłynierówne,ozdobionekilkomatandetnymiobrazkami
wzłotychramkach,przedstawiającymimorzewróżnychodsłonach.
Zakupiłajekiedyśwsklepiezchińskimiartykułamiwspontanicznym
odruchuposiadaniaczegośdającegoułudę.Malowidłazturkusową
wodązbiałymżaglemnapierwszymplanieukazywałynamiastkę
życia,któregojużnigdynieplanowaładotknąćiskosztować.Nie
pasowałyjednakdowystrojuwnętrza.Niedlatego,żebyłykiczowate,
raczejkłóciłysięzautentycznościąbrzydoty,któranieustanniegościła
wjejdomu.
–Kończąmisięoszczędności–oznajmiławpewnymmomencie
Barbara,żującwzadumieskórkęodchleba.–Wystarczyichmoże
nakilkamiesięcy…Muszępomyślećojakiejśrobocie.Nie
mawyjścia.
Nastąpiładługa,niezręcznacisza,którąprzerwałgłossąsiadki:
–Mojarencinapomężubylejaka,alezawszejestłatwiej…Czasem
wynajmępokójletnikom,upichcęcoś…inażyciewystarczy.
Cizmiastalubiąwetlińskieprzysmaki.Gdybyświedziała,jakjedli
naszefuczki,dosłownieuszyimsiętrzęsły,asospobrodziekapał.
Jakbytodelicjebyły.Atoprzecieżzwykłeplackizkapusty
kiszonej…
–Awidzisz?Widocznienietakiezwykłe…–Niekonieczna
pokiwałagłową,uśmiechającsiępółgębkiem.
–Nigdyniemówiłaś,czymsięwcześniejzajmowałaś…Tojakaś
tajemnica?–zaciekawiłasięZuzanna.
–Boniebyłooczymgadać!–ucięłanatychmiastBarbarairozlała