Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tuwszystkosiękończy
RostównadDonem,11sierpnia1942roku
Dochodziłopołudnie.Sierpniowyżaroślepiałilepiłsię
domunduru.Naniewielezdawałasięczapkaledwie
osłaniającaoczy.Upałdoskwierałmłodemublondynowi
wstalowo-zielonymmundurze.Miałdośćsiedzenia
wniewygodnejpozycjiwciężarówceopodal
rostowskiegojaru.Czekałniecierpliwie,bypodoficer
zarządziłprzerwę.Pomiędzysalwamichustkąocierał
twarz,potemnapowrótpodnosiłkarabin.
Seriazkarabinówmaszynowych.Falagorącego
powietrza.Duszącyzapachprochu.
Halt!
Strzały
umilkły,natyłciężarówkiopadłaplandeka.
Dlażołnierzyukrytychwciężarówceczassięzatrzymał.
Zoddalidochodziłykolejnestrzały,wrzaskoficerów,
czasamipłacz.Potemznówkrzykizwiastujące
prowadzenienowejgrupynaegzekucję.
Inagle,znienacka,byniewywołaćpaniki,plandeka
naciężarówceunosiłasięgwtownie,odsłaniająclufy
karabinów.Wydawałosię,żeopróczbezlitośnie
palącegosłońcaistojącychplecamiludzkichkształtów
nieistniałonicwięcej.Żołnierzwstalowo-zielonym
mundurzeniewidziałnicpróczsylwetekludzi.Strzelał.
„Nieważne,dokogostrzelasz,nawojnieginiealboon,
albotypowtarzałojciec,uczącsynaposługiwanias
bronią,strzelaniabezzawahaniadofajekzgliny,
dodrewnianychkaczek,źniejdozwierząt.Stracił
nogęwokopachVerdun.„Dobrze,żeniejaja”
radowałsiędwalatapóźniej,w1918roku,
poprzyjściunaświatpierwszegodziecka.