Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wpobliżeargu,wpobliżetwojejmatki.Niemuszęchybaprzypominać,żeuprowadzili
SzarzyElijak,ażadenznich,zemnąwłącznie,nigdynienapatoczyłsięnaśnieżne
szczyty.MoibraciaisiostryznająWedonwzdłużiwszerz,aletomiejscejestzupełnie
obce!
-Zaraz,zaraz,powiedziałeś,żeprawdopodobniejesteśmywWedonieZakrzewski
wtrąciłzaalarmowany,boDrugiegoitakzatkało.Zzaszklonymioczami,dławiącsię
myśląoBaśce,odsunąłsięchybotliwieiprawiezaryłoziemię.Ateraztwierdzisz,
żenigdyniesłyszeliścieoEvereście?
-Wydajemisię,żetopoprostudrugastrona.
-Drugastrona?
-Możemypogadaćotympóźniej?Sebastianponaglił,dygoczączzimna.Zakrzewski
niemógł,nieprzyznaćmuracji.Rozczarowanyporzuciłwątekispiąłmięśnie,abyna
powrótdźwignąćKwidzyńskiego.
-Naprawdęchceciegozostawić?DrugiuparcieoponowałzaSergiejem.Blondynod
kilkuminutleżałtwarząwśniegu,więcnajpewniejjużitakbyłjednąnogąwgrobie.
-SergiejdonasstrzelałPiotrekjęknąłztrudem.
-Spanikował.
-Usprawiedliwiaszgo?
-Nie.Drugibezsilniezacisnąłwargi.Poprostuwiem,żetosięzemści.
-NiechsięmściZakrzewskirzuciłwściekle,ponaglającwszystkich,abyzaczęli
forsowaćzbocze.
Poczekałłaskawie,Drugigowyprzedzi,poczymzamknąłpochódzPiotrkiem
uwieszonymnaramieniu.Zejścieniewydawałosięszczególniestrome,alegrubawarstwa
śniegumogłaukrywaćniebezpieczneuskokiirozpadliny.Wichurawzmagałasięcoraz
bardziejiwkrótcewidocznośćzostałaznacznieutrudniona.Strzępyletniejodzieży
wnajmniejszymstopniuniechroniłyprzedmrozem,anieodpowiednieobuwieprzepuszczało
ziąbiwszechobecnąwilgoć.
Wciągukilkuminutnarzęsachibrodachmaszerującychosiadłagrubawarstwaśniegu,
azłowieszczyskowytwiatrupotęgowałwisielczynastrój.Zakrzewskimiałnadzieję,że
odzyskanejpolatachwolnościnieokupizgonempośródgór,stającsięczasowo-
przestrzennymparadoksem.Miałwrażenie,żegodzinamibrodziwśnieguzaledwie
widocznymzarysempozostałych,awktórymśmomencieKwidzyńskizwalsięnaniego
całymciężarem.Zakrzewskiwrzasnął,próbującprzekrzyczećdudnieniewiatru,alezjegoust
12