Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wpatrującsięwścieklewpółmisekśledzi,jakbytetylkoobrażały
jegokapryśnepodniebienie.Terazstałwwejściusztywnyjak
wysokipalidopierodźwiękgasnącegosilnikajejsamochodu
zdołałwyrwaćgozestuporu.
Gdywyszłazsamochodu,zniknąłwgłębidomu.Rzuciłaga-
snącyniedopałekwkałużę,poczymzciekawościąsięrozejrzała.
Niewielkidomekobarwachzbutwiałejszarościprzypominał
skarlałegogrzyba,któregociemny,nasiąkływilgociąkapelusz
uginałsiępodwłasnymciężarem.Gdzieniegdziezwisałznie-
go,niczymsmętneucieleśnienierezygnacji,sparciaływiecheć
naderwanejpapy.Podwórzeonieśmielało.Niejakonaprzekór
rozkładowiporastałajebujnazieleń;wysokietrawyprzemieniały
zawalonągruzempiaskownicęwpagórek,rozkwitającnajego
wzniesieniubłękitemchabrówskupionychwpęku,gotowym
dopodarowania.Nowłaśnie!Pomyślała,żemogłabyjesprezen-
towaćmatcewramachniedawnychurodzin,alegdyspojrzała
zgórynadelikatnepęcinyłodyg,zrezygnowała.Niewartobyło
pozbawiaćichżyciadlatej,któraniedocenianiichwiotkiego
piękna,anigestucórki.
Trawawdzierałasięinakamienneschody.Wswoimrozpa-
saniupokrywałajeniemalwcałości,pozostawiającnietknięty
jedynieostatni,piąty.Wjegopłytkichzagłębieniachmigotała
woda.Odfrontudommiałtylkojednoniewielkieoknonale-
żałodokuchnizlewejstrony.Wprawejścianieniebyłookien,
pokrywałyłańcuchystarychpajęczynicienkinalotmchu.Zu-
zaskręciławstronęrozchybotanejfurtkidwa,równiewąskie
jakkuchenne,oknaznajdowałysiętużnadrozwalonąkanapą
opartąościanęsalonu,którymusiałtonąćwpółmrokuprzez
większośćdnia.Przyczyniaćsiędotegomogłytakżedwiepo-
chylonekusobiebrzozy,rosnącedwametryodmuru.Wysokie,
9