Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Sięgnęłaponowychwolontariuszy,cozostało
zaaprobowaneprzezurzędnikajakokompromispomiędzy
cięciamikosztówailościąpersonelu.
–Maszterazoparęwięcej,wdodatkutanio–
pochwalił,alenajbardziejsiebie.–Resztębierz
znajtańszejagencji.Samateżmusiszwkroczyć
naparkiet.
–Wkroczyćnaparkiet…?–zmieszałasięAmy,bonie
wiedziała,czyszefsięprzypadkiemdoniejniepodwala,
anamężczyznuwładzymiałaszczególnąalergię.
–Zacznieszciągnąćnocki.Wtymczasieniewielesię
dzieje.–Urzędnikrazjeszczepopisałsięignorancją
wzakresiewiedzyozawodzieopiekuna.–Będzieszmogła
pracowaćprzybiurkuwtedy,kiedyśpią.
–Akiedypowinnamspać?
–Wdzień–odparłszefizakończyłrozmowę.Coraz
częściejmiałkierownikówośrodkówzaskończonych
durniów.
Amypostanowiładziałaćposwojemu,czymnie
zamierzałasięzmężczyznąpodzielić.Przytakiwała,ale
wiedziałaswoje,wiedziaławieleicojestdobre,aco
wyglądadobrzejedynienapapierze.Powizyciezabrała
siędojeszczecięższejpracy.
MeblewsypialniJohnawymienionolub
poprzykręcanodopodłogi,boniewszystkodałosię
jednakzastąpićplastikiem.Zakupionowięcejaparatów
telefonicznych,przeszkolonowolontariuszy–Polaka,
FrancuzaorazNiemkę–kursembardziej
doprecyzowanymdoichpotrzeb,czyliwzakresieochrony