Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ŚwiatyrównoległeRW2010
Przesiedziałniekończącesięstulecianapodłodzeprzyłóżkucórki,zdłońmi
zaciśniętyminafińskimkarabinie.Dopierodużopóźniejodważyłsiędoczołgaćdo
okna,alenazewnątrzniebyłoanitrochęlepiej.
Przezoknoszpitalawidziałświatławmieście,jakbydziesiątkiświetlików
unosiłysiępomiędzyośnieżonymibudynkamiJoensuu.Nawoływałygo,aichgłos
niósłsięechem,zupełniejakbydochodziłzgłębimetalowejrury.Gigantycznadłoń
malowałajasnelinienaniebie,awnocybyłpewien,żegwiazdysięporuszają,
kreślączawiłewzoryitańczącwszalonymrytmie.
PróbowałnakarmićSiobhan,aledziewczynkaniejadła,patrzyłatylkonaniego
pełnymiprzerażeniaoczami,wielkimiiciemnymijakstudnie.Gdyspojrzałwnie
uważniej,zobaczyłgłębokonaichdnieodbiciesamegosiebie,krzyczącego
iszarpiącegosięzawłosy.Widokbyłtakprzerażający,żeuciekł,zataczającsię,
wlabiryntkorytarzy,itylkocojakiśczassięoglądał,sprawdzając,czyjego
wrzeszcząceodbiciewciążgościga.
Obudziłsięwkabiniewindy,skulonyiprzykrytykocami.Mięśniemiał
zesztywniałeodzimnainiewygodnejpozycji,płucazdawałysięwypełnione
opiłkamiżelaza.Każdyoddechsprawiałból.
ZaniepokojonaSiobhankucałaniedalejniżkilkakrokówodniego,szpitalna
kołdraciągnęłasięzaniąpopodłodze.
–Krzyczałeś.–Tojednosłowoprzywołałocałągamęwspomnień.
–Źlesięczułem.–Głosniedziałałtak,jakpowinien,aleprzynajmniej
powiedziałcośzrozumiałego.Chyba.
–Krzyczałeśibiegałeś.–Dzieckowbijałowniegospojrzeniezielonychoczu,
błyszczącychwsłabymświetlesłońca.–Mówiłeś,żenaspozabijają.
–Takmówiłem?
–Mhm.–Siobhanpowolipokiwałagłową.–Kazałeśsięchować.
–Czułemsiębardzoźle.Terazjużmilepiej.Zjadłaścoś?
28Echo